Czy wspominałam już, że baaardzo lubię OST do "Helikoptera w ogniu"? Jest genialny do joggingu - zazwyczaj jak już nie mam siły, to puszczam sobie "Leave No Man Behind" i mam przed oczami tę scenę o poranku, kiedy żołnierze biegną na ten stadion za wozami pancernymi, obok biegają dzieciaki i się śmieją, ktoś do nich strzela, ktoś upada, podnoszą go, widać już wejście na stadion i tego dziwnego hidnuskiego lokaja z tacą pełną szklanek z zimną wodą... A jak w pewnym momencie do instrumentów dołącza perkusja, to już w ogóle odjazd i pałer na maksa
EDIT: a w ogóle to taka mała historyjka będzie teraz o bieganiu w sanatorium i powyższej piosence. pierwszy dzień biegania, sił mało, humor bardzo podły (z różnych względów), deprecha i w ogóle. ale biegnę. i biegnę. ale nie chce mi się straszliwie, najchętniej bym sobie posiedziała w kąciku i posypała głowę popiołem. no ale biegnę. ale w sumie już nie mam siły. w końcu na uszach "leave no man behind". biegnę (czy też raczej powłóczę nogę za nogą). nagle przede mną biegnie pies - jakiś taki dziwny, ni to pudel, ni co innego. myślę sobie "dobra, koniec tego biegania" - na co pies zatrzymuje się i patrzy na mnie. no to biegnę - pies to widzi i biegnie dalej. za chwilę znowu myślę "dobra, starczy" - pies zatrzymuje się i patrzy na mnie. no to jak mam przestać... i tak przez całą piosenkę
przebiegłam cały zaplanowany dystans
Work is the curse of the drinking classes. - O.Wilde