Witam Pięknych Dyskutantów
.
Wybaczcie, proszę, że długo się nie odzywałem. Nadmiar pracy, obowiązków, błyskawice zdarzeń przypadkowych i rodzinnych, los jednym słowem.
Brawo, Fodniku, Ixi i Dridenie, dawno już tak ciekawej wymiany myśli nie czytałem. Dziękuję Wam . Fodniku drogi, pierwsza rzecz, o której chciałem wspomnieć, jest taka, że w felietonie nie uwzględniałem dzieł miałkich. O nich ani mówić, ani myśleć wypada, bo po co? Szkoda je czytać, szkoda o nich mówić. Wh 40k jest mało naukowy, ale spójny mimo wszystko
.
Pamiętasz, Fodniku, mówiliśmy na forum NF o wielu naukach, nie tylko o fizyce. Kto na ten przykład sprawdza poprawność psychologicznych zachowań czytając książkę? W podręcznikach poświęconych tej dziedzinie jest mowa o "intuicyjnych psychologach", którymi są wszyscy ludzie nieznający psychologii. Każdy z nas musi wytworzyć w sobie specyficzny system rozumienia i przewidywania ludzkich zachowań. Bardzo często mocno niezgodny z realnością. Ale logiczny. I spójny. I tu przyjrzyjmy się:
nie zgodny z wiedzą, ale spójny.
Mam wrażenie, może niesłuszne, że spójność, logika, proporcje, specyficzne piękno kreacji, niekoniecznie wypływają z
wiedzy autora, ale z jego wyczucia proporcji właśnie, a to wyczucie, ten instynkt twórczy nie musi być osadzony w wiedzy. Jaką wiedzę miał Dali tworząc swoje wizje? Gdzie jest wiedza w dziełach symbolicznych, surrealistycznych, psychodelicznych? W tych obszarach ona raczej wiąże ręce, nie pozwala sięgnąć dalej, no, chyba że kreator jest geniuszem i sam potrafi zrywać pęta, w które się oplątał wiedzę pozyskując
.
Oczywiście nigdy z wiedzą nie walczyłem, wręcz przeciwnie, uczę się nieustannie i zgłębiam wiele dziedzin nauki, ale wciąż uważam, że w tak zwanej sztuce opieranie się na "s" nie jest niezbędną koniecznością. Oczywiście jest tu problem nomenklaturowy, owo nieszczęsne "science" w określeniu "science fiction", które jest synonimem, w moim odczuciu "fantastyki", w przeciwieństwie do "fantasy". Gdy mówimy "fantastyka" już nie ma tego słowa i wtedy wspomniane przez Dridena "Gwiezdne Wojny" można nazwać fantastyką, choć niekoniecznie fantastyką naukową. Z drugiej strony patrząc, co my wiemy o strukturze rzeczywistości?
Świeże teorie fizyczne mówią, że cegiełki rzeczywistości, te tworzące nawet samą przestrzeń, są przedczasowe i przedprzestrzenne, ergo czas i przestrzeń to iluzje wynikłe np. z efektu skali. Jeśli tak, jeśli nauka kiedyś rozwinie się do poziomu, w którym lokalność, przestrzeń i czas będą opanowane, miecz świetlny, a nawet ryk silników w próżni i zachowanie się statków kosmicznych w tzw. pustce jak samolotów w atmosferze będzie możliwe. Wynikałoby z tego, że być może GW nie są naukowe, tylko... ultranaukowe
.
No i tak dalej i tak dalej. Poczekajcie na trzeci felieton, który już wysłałem do NF, tam będzie pewna synteza godząca różne punkty widzenia, być może... "na zawsze"
.