Właśnie przeszedłem Still Life i pozwolę sobie wyrzucić z siebie kilka uwag i to co czuję. Gra przygodowa z gatunku point&click, czytaj: lataj myszką po ekranie w poszukiwaniu jednego punktu, którego jeszcze nie kliknąłeś. Zagadki co prawda nie są tak przesadzone (czytaj: brane z nieba) jak w Gabriel Knight, ale i tak pozwoliłem sobie dla poznawania fabuły skorzystać z solucji w momencie, gdy rzekomo miałem jako gracz poczuć się zachęcony do myślenia. Coś rzadko kiedy się czułem ;]
Kilka słów o pewnych specyficznych zagadnieniach:
Tytuł napisał(a):Bardziej enigmatyczny niż może się wydawać. Z gry nic nie wynika. Życie na ulicach w grze faktycznie jest nieco still bo są święta i w ogóle. Więc może chodzi o ironię odnośnie tego, że życie bohaterów wcale taki still nie jest. Żadnych ideologii o dziwo nie było.
Zakończenie napisał(a):Trochę rozczarowuje. Nie przepadam za chwytem, który każe mi siedzieć do końca napisów końcowych ;] Ale jak zaraz po zastrzeleniu szwarccharaktera zobaczyłem napisy końcowe, to od razu poczułem się jak na seansie debilnego filmu z Chuckiem Norrisem pdt.: "Octagon" (sekwencja końcowa podobna).
Inna sprawa, że wątki tak bardzo nienaturalnie urwali na samym końcu, a była ich cała masa. Ani nie wiadomo o co chodzi z tym całym szefem, ani czy mordercą jest ten cały Richard, tak zafascynowany poprzednim "malarzem" (miałem taką myśl). W ogóle nic się człowiek nie dowiedział. Rzekomy ciąg dalszy na stronie www oczywiście nie istnieje Ech...
Gra nie jest zła, ale też nie jest jakaś taka zachwycająca. Mogłaby być lepsza, gdyby była bardziej domknięta. I pomyśleć, że mówię to jako miłośnik otwartych zakończeń.