Moderator: Ekipa Forum
Theeck napisał(a): Ja sam mam straszny sentyment do Vice City bo wciąż pamiętam jak grałem w lato przy otwartym oknie, za oknem polski parny i gorący wieczór, a w grze rozbijałem się właśnie taksówką po Miami w nocy, słuchając (w grze) stacji radiowej grającej "I just died in your arms tonight" Cutting Crew - no po prostu bomba, naprawdę niezapomniane przeżycie .
Theeck napisał(a):rozumiem, że intencją autorki nie jest dyskusja o szkodliwości gier dla jakichś tam okazjonalnych graczy niedzielnych, tylko o szkodliwości gier dla takich jak my twardzieli - nałogowców z własnej woli, świadomie uzależnionych od grania, spędzających przed monitorem po kilkanaście godzin dziennie, zatracających się bez reszty w światach wirtualnych.
Ludzi, którzy po powrocie z pracy nerwowo włączają kompa, a dopiero potem zdejmują kurtkę i buty.
Ludzi, którzy na urlopie z rodziną już drugiego dnia trzęsącymi się rękami przeglądają przewodnik miejscowości w poszukiwaniu kafejek internetowych czynnych całą dobę.
Ludzi, którzy na imprezach rodzinnych po godzinie wymykają się do pokoju siostrzeńca żeby popykać choć chwilę w cokolwiek zamiast słuchać jak to dziadek z babcią 30 lat temu żyli bez kolorowego telewizora.
Ludzi, których żony już dawno nie są zazdrosne o Larę Croft.
Ludzi, których dzieci w wieku 3 lat pocinają na kompie w Far Cry-a i Doom-a
Otóż takim ludziom gry nie szkodzą w ogóle, nic a nic
Agnieszka napisał(a):lokje - Ty stara ?!
<nie załamuj mnie, zaczynam myśleć o moim PESEL-u...>
Zdarza mi się zastanawiać nad problemem (ba! nad życiem!) podczas pracy w firmowych bazach danych komputerowych. Myślę wtedy nawet o przyszłych wcieleniach Czy to gra?
olivier napisał(a):ja jakos nie odczuwam potrzeby, zeby grac w te wszystkie gry..
moze dlatego, ze mam dosc duzo gry w "realu" i duza wyobraznie...
Marcin Przybyłek napisał(a):Wybacz, Fomoraig, Lamasowi i Martiusowi. To wspaniali ludzie i Wielcy fani gamedeka. I nie są normalni.
Marcin Przybyłek napisał(a):Ja gram dużo mniej. Raz dlatego, że szkoda mi czasu, dwa - gry mnie męczą, trzy - już tak nie ciągną. To znaczy, jak zacznę - to jest fajnie, ale jak "wyjdę", "wyhamuję", jest sporo innych ciekawych spraw.
Marcin Przybyłek napisał(a):Hm. Tak. Tyje się i kręgosłup boli i nieregularnie się je, JAK SIĘ O SIEBIE NIE DBA
Agnieszka napisał(a):Theeck: jeżeli kolega ma trudności z odróżnieniem życia od gry to powinien pójść do lekarza? Czy to może oznaczać, że stopień przenikania wirtualnej rzeczywistości do realiów zależy od tego kolegi? Konkretniej - od tego na ile ten kolega jest podatny na wpływ gier?
Marcin Przybyłek napisał(a):Theeck
Ja wiem, że teoretycznie mamy tak zwany wolny wybór, ale prawda jest taka, że osoby podatne na urodę gier, podobnie jak osoby podatne na urodę bobasków w bestiowózkach, będą w gry grały niezależnie od zdrowego rozsądku, bo tak są skonstruowane podprogowo. Przykłady mamy z pewnością tu, na forum - graczy, którzy pogrążyli się nie raz w jakiejś grze ponad tzw. miarę.
Marcin Przybyłek napisał(a):Theeck
Już teraz obserwuję bardzo niepokojące zjawisko ekspansji konsol gierczanych. Pozornie temat jest niezwiązany z tym, o czym tutaj sobie dyskutujemy, ale tylko pozornie. Rynek pecetowy to ostatnia (zapewne) na Ziemi mekka wolnorynkowa. Pecety to głównie składaki, producentów bebechów są setki. Nie ma firmy, która ten rynek mogłaby kontrolować. Dlatego gry wciąż są różne, a producenci mimo wszystko się starają. Zwłaszcza niezależni (których prawie już nie ma). Producenci konsol o tym wiedzą i prą całą mocą, by pecety zastąpić wielofunkcyjnymi konsolami, dążą do tego, żeby pewnego pięknego dnia na naszych biórkach zagościły "pecetokonsole", najlepiej firmy playstation, albo sony. I wtedy nie będzie zmiłuj, bo kupimy TYLKO TO, co te firmy wyprodukują. I wtedy dopiero zacznie się era GIER-WÓZKOBESTII. Rozpasana, nienasycona, przerażająca, wtedy dopiero zacznie się prawdziwy dark-futurowy cyberpunk.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości