O, Dabliu ma avatarka i to cyberpunkowego, brawo
.
Ej, była jakaś poezja w Salvatorowej wizji. Te "lavender eyes" Drizzta...
A pamiętacie znakomity zabieg związany z bułatami (scimitarami) Drowa? No, tutaj nikt mu tego nie odbierze: pomysł, żeby w pewnym miejscu książki Drizzt dał Bruenorowi do noszenia swoje lodowe ostrze był znakomity. Czytelnik szybko o tym zapomniał, potem była walka ze smokiem i szalony skok krasnoluda (Bruneora) na grzbiet gada i podpalenie go. Wszyscy myśleli, że Bruenor zginął, spłonął. Sam dwarf tak myślał (że zginie). Pod koniec książki dopiero, gdy Drizzt bawi się drugim scimitarem, Wulfgar uświadamia mu, że Bruenor miał jego drugą klingę, która... chroniła przed ogniem. No, zabieg był przedni. Do dzisiaj podziwiam warsztat autora, który umiał coś takiego zagrać i wygrać. W zasadzie to właśnie ten chwyt, podstęp Salvatora, pokazał mi, że można takie rzeczy robić: wprowadzać do fabuły fakty i tak nimi manipulować, żeby czytelnik o nich zapomniał - tylko po to, by wyciągnąć je jak króliki z cylindra, gdy przyjdzie czas. Tak, Salvatore. Nie Lem, nie Zelazny, Salvatore.
A pamiętacie, jak Drizzt uczył Wulfgara, jaka jest różnica między brawurą, a metodyczną walką? Albo scenę, gdy trafiony kamieniem wiruje wokół własnej osi i upada? Ej, Salvatore nie był taki zły...