Tak od siebie, poprę tezę, że gry komputerowe to zło. Może nie samo zło, ale jednak w dużej mierze to jednak zło.
Przynajmniej dla takich "słabinek wolowych" jak ja (nie ma to nic wspólnego z wołowiną - możecie pokusić się o interpretację
)
W epoce (a może właściwiej byłoby powiedzieć erze... powoli się odkrywam, że jestem ostatnim mamutem
) pisania pracy magisterskiej, po kilku ładnych godzinach płodnego przelewania na klawiaturę i ekran złotych myśli, gdzieś tak około północy, stwierdzałam, że wraz z końcem doby czas też zakończyć pracę i zająć się odpoczynkiem, ale... zamiast wtulić się w ramiona Morfeusza, odpalałam The Sims. I tak do drugiej, trzeciej! A rano wyglądałam jak Zombi. Właściwie wszystko to składało się w piękną całość, bo w pracy magisterskiej wampiryzm przeplatał się z Tanatosem (i Erosem żeby było ciekawiej
), więc sińce pod oczami autorki konweniowały z dziełem.
The Sims nie tylko wieńczyły dzień pracy (lub też stanowiły inaugurację kolejnej doby, jeśli kto woli), ale stały się ulubionym przerywnikiem o jakiejkolwiek porze dnia, co wydłużało w nieskończoność czas spędzony przy komputerze. Ludzie, toż to można oślepnąć, skrzywić kręgosłup, nabawić się zwyrodnienia nadgarstków, zniesienia lordozy szyjnej, żylaków (na nogach i nie tylko
), spłaszczenia pewnej wiadomej części ciała i otyłości!
(nie spłaszczenia otyłości, tylko nabawić się otyłości) Bo do komputera miło jest wziąć sobie stosowny zapas słodyczy. To tak wspaniale rozładowuje napięcie (a i zwiększa wenę przy pisaniu pracy magisterskiej)!
A co powiecie o tych panach, bo to jednak chyba cześciej panów dotyczy, którym za kierownicą w realu wydaje się, że właśnie biorą udział w wirtualnym fascynującym wyścigu samochodowym i z gracją slalomem rozpychają się pomiędzy przerażonymi współużytkownikami dróg? Bo w końcu ma się kilka żyć, nie?
No i jak będzie z tą nieszkodliwością gier komputerowych?