Strona 2 z 4

PostNapisane: 17 stycznia 2007, o 22:46
przez Kasiek20
Bo ja wiem czy nieświadomie... W afekcie na pewno :P

PostNapisane: 6 lutego 2007, o 23:07
przez Lu
Byłam dzisiaj na "Południe - północ".
Polecam gorąco - prosta, stara jak świat historia, ładnie zagranie symboliką, prowadzenie kamery bez zbytniej ekwilibrystyki.

Jak dla mnie film był opowieścią o odwadze dzięki której spełniają się marzenia i o losie człowieka w ogóle. Czy mamy na niego wpływ ? A jeśli mamy to jaki i czy w ogóle warto ingerować?
Zresztą, ostatnio wszystkie filmy które oglądam są własnie o tym. Choć współoglądacze twierdzą coś innego ;)

... słowa mi się rozpadają. Idę spać.

PostNapisane: 28 lutego 2007, o 12:31
przez MARTIN ANN DRIMM
Obejrzałem na DVD "Cars" czyli "Auta" wytwórni PIXAR. Jak niemal wszystkie filmy spod znaku Disney'a podobał mi się. Mniej w nim było głębi niż w "Finding Nemo" (Gdzie jest Nemo), czy "Mój brat niedźwiedź", ale przekaz był dobry i humanistyczny, że tak powiem. Oczywiście polecam. Gdzie pierdzącemu Shrekowi do subtelności przekazu disnejowskich dzieł.

Jedno mnie jednak okropnie denerwuje w polskim dubbingu. Język, czyli tłumaczenie. To jest jakiś koszmar. Przykłady:
- Not in my town (mówi samochód policyjny widząc, jak Mc'Queen przekracza prędkość)
Po polsku:
- No i na co ci to było?
Inny:
- I tell you man, every third time the light is longer (czy jakoś tak. Dwa samochody gapią się na migające światło uliczne)
Po polsku:
- Chciałbym tak wisieć i migać... (w tym duchu)
inny:
- Checquered flag, here I come (Mc'Queen zbliża się do mety)
Po polsku
- Meta, meta i po mecie!

Przykładów jest krocie. Najzwyczajniej w świecie polski i oryginaly obraz to dwa różne filmy. Nie dość, że przekład ma z wiernością tyle wspólnego co kurtyzana, to jeszcze jest na siłę grypsowany. Ta moda mnie dobija.

Zamias słów:
- We will have a new champion
mamy
- Zamykajcie wychodek i łapcie wieprzka (czy jakoś tak), będziemy mieli nowego naczelnika!

Płakać mi się chce. Nie mogę już oglądać dubbingowanych bajek, bo wciąż słyszę:
- norrmalnie no idę się wzruszyć, no. Norrmalnie.

To akurat cytat z "Sezonu na misia" połączonego z "Tarzanem". Zresztą przykładów jest mnóstwo na odstępstwa od tłumaczeń. Mam ich więcej:

(Tarzan) – I said he could stay. It doesn’t make him my son. (Powiedziałem, że może zostać. To nie czyni go moim synem). Jak to zdanie zostało przetłumaczone? „Weź go sobie, ale moim synem nie będzie nigdy”.

Przepraszam, czy tłumacze mają nas za imbecyli, którzy nie pojmą subtelnego przekazu? Chyba nie, bo oto inny przykład:

(Shrek 2) – But he doesn’t like to be disturbed (ale nie lubi, jak mu się przeszkadza) – to zdanie przetłumaczono tak: „ale radia słucha tylko w pogodę”. O co chodzi?! Ano o to, że głosu wypowiadającej tę frazę postaci udziela Wojciech Man, właściciel radia „Pogoda”, więc tłumacz pomyślał, że zrobi świetną aluzję. Zrobił. Z pewnością zrozumiałą dla większości odbiorców i z pewnością wierną.

(Roboty) – I’m okay (czuję się dobrze) - po polsku - „w porzo”.
(Roboty) – Bye! (Pa! Cześć, Trzymaj się!) - po polsku - „nara”!
(Nowe szaty króla) – They ruined my life (zrujnowali mi życie) - po polsku - „schrzanili mi życie”

Szczytem dobrego humoru jest to, że w filmie „Asterix i Obelix. Misja Kleopatra”, zbuntowani robotnicy krzyczący zapewne w oryginale „dość!”, w wersji polskiej wykrzykują „będzie tego!”

Albo jestem starej daty, albo coś niedobrego się dzieje w polskich tłumaczeniach animowanych filmów. To jakaś cholerna moda "podporządkowana potrzebom odbiorców" Tfu.

PostNapisane: 28 lutego 2007, o 18:10
przez Nexus
Marcinie...
No właśnie :)
Chciałem tylko zauważyć, że nie jesteś targetem dla tych filmów. Widocznie tego typu teksty są łatwiej przyswajalne przez dzieci. A są.
Poza tym dosłowne tłumaczenie psuje czasami cały dialog. Wierz mi. Znam to z własnego doświadczenia :D Jest jeszcze jedna sprawa. Przy obecnym zalewie ruchomymi obrazkami w postaci filmów, czy seriali, terminy są coraz krótsze. To może mieć poważny wpływ na jakość tłumaczenia. Nie jest to żadne usprawiedliwienie, bo jako klient końcowy chcę by traktowano mnie poważnie, ale w jakiś tam sposób tłumaczy tłumaczy :mrgreen:

PostNapisane: 1 marca 2007, o 13:06
przez Agnieszka
Tłumaczenie nie musi być chyba dosłowne? Ja lubię Shreka :oops: (oglądałam dwa razy) . Nawet bardzo go lubię... Fakt - pierdzi i robi świeczki z tego, co z uszu wyciągnął :mrgreen: ale ma też zalety... :D .

PostNapisane: 1 marca 2007, o 15:19
przez MARTIN ANN DRIMM
No pięknie. Nexie, chcesz, żeby Twój Michał, gdy mu będziesz nalewał zupkę do miseczki, zamiast powiedzieć "już", albo "dość", oświadczył "będzie tego"? To nie jest demagogia. Filmy dla dzieci mają niebagatelną rolę normotwórczą. A to, co teraz jest staje się
a) niezrozumiałe
b) brzydkie

Agnieszka, tłumaczenie nie musi być dosłowne, ale powinno być wierne. Inaczej to nie jest prze-kład, ale prze-kształcenie. Dobra zresztą, niech prze-kształcają teksty angielskie na piękną polszczyznę, a nie na grypserę z Pragi. Wcale mi nie przeszkadzał klasyczny przekład "Pięknej i bestii" czy "Małej syrenki". Jakości teraźniejszych tłumaczeń nie tłumaczy target. To jest, kurna, moda. Norrrrmalnie.

A zresztą. Jest znakomity polski tłumacz, Andrzej Sawicki. Bardzo go lubię i cenię. Jest delikatny i przy okazji mądry. Zapytajmy jego. Czy ktoś ma na niego namiar?

PostNapisane: 1 marca 2007, o 15:21
przez Materius
ja ostatnio oglądałem Bladerunnera i puściłem z napisami i lektorem po polsku
to dopiero były kwiatki

PostNapisane: 1 marca 2007, o 15:22
przez Agnieszka
Nie znam Andrzeja Sawickiego.

PostNapisane: 1 marca 2007, o 21:09
przez Lafcadio
Marcin Przybyłek napisał(a):Andrzej Sawicki

Bywał na Fahrenheicie :)

PostNapisane: 1 marca 2007, o 21:17
przez Nexus
Ależ Marcinie... oczywiście, że nie chcę. Dlatego oglądanie filmów w kinie, czy tv traktuję jako jedno z mediów z których czerpie swoje doświadczenia. Bardzo dużo mu czytamy. Różnych rzeczy. Ostatnio Mikołajki, które uwielbia. Przyznaję się, że czasami wprowadzam korektę podczas czytania, chociaż jest to teraz trudne, kiedy sam dosyć płynnie zaczął to robić. Takim przykładem było słowo "dupek", tak, właśnie to słowo pojawiało się w przygodach ucznia początkowych klas podstawówki. Zamieniałem je na "głupek". Wiem, że to w żaden sposób nie uchroni go od tego typu słownictwa, czego nie raz dawał przykład przychodząc z przedszkola :mrgreen: Staramy się go poprawiać, gdy wysławia się w jakiś dziwny sposób i widzę, że przynosi to skutki. Ale trzeba jasno sobie to powiedzieć - przed ewolucją języka nie uciekniemy. I sądzę, że jako taki podąża w kierunku tego co zaprezentował Gaff w BR - dziwnej mieszaniny slangu różnych języków świata.
Materiusie, TEN film powinno się oglądać TYLKO w oryginale :mrgreen:

PostNapisane: 1 marca 2007, o 21:33
przez Lu
Marcin Przybyłek napisał(a):A zresztą. Jest znakomity polski tłumacz, Andrzej Sawicki. Bardzo go lubię i cenię. Jest delikatny i przy okazji mądry. Zapytajmy jego. Czy ktoś ma na niego namiar?


Ja mam. Telefoniczny. ;)

PostNapisane: 1 marca 2007, o 21:53
przez lokje
Pewnie niedoróbki mogą wynikać z prostej synchronizacji- czasem polska fraza jest dłuższa od 'obcej', więc trzeba przyciąć i odwrotnie. Tłumacz z prawdziwego zdarzenia wie jak zrobić żeby efekt zamierzony w oryginale pozostał. Niestety tłumaczy mamy niewielu, za to kupę ( z przewagą kupy) przekładaczy. Do tego ( wiem jak to jest w telewizjach, pojęcia nie mam czy podobnie z filmami kinowymi) tekst dostaje potem tzw. redaktor merytoryczny, często gęsto znający dany język obcy na poziomie moja twoja zjeść sałata , który go dodatkowo obrabia. Większość pierdół słyszalnych później wychodzi spod jego/jej ręki :roll: Tłumaczyłam kiedyś serię dokumentalnych ( z BBC bodajże), z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie spaprałam roboty, a kiedy poszły w TVP, schowałam się pod kanapę. To nie był mój tekst.
EDIT- zresztą, do dziś bywa, że przekładacz tłumaczy film nawet go nie oglądając. Stąd różnorakie kwiatki, do wyłapania nawet przez gimnazjalistę.
Nie oglądałam drugiego Shreka, za to jedynkę i owszem, w obu wersjach. Tam było tyle smaczków i aluzji mało zrozumiałych dla kogoś nie siedzącego w ichniejszej kulturze, że imho potrzebne było przekształcenie. Dlatego też:
Marcin narzekał:
- Not in my town (mówi samochód policyjny widząc, jak Mc'Queen przekracza prędkość)
Po polsku:
- No i na co ci to było?

Może mało szczęśliwe ( może bo nie oglądałam), ale wiernie zrobione też nie nie ma takiej wartości jak w oryginale.
Co do slangu- mnie też denerwuje, ale ponieważ dzieci nie posiadam, nie wiem czy tak przypadkiem nie mówią.

PostNapisane: 2 marca 2007, o 13:01
przez MARTIN ANN DRIMM
No, nic dodać, nic ująć. To może wróćmy do tematu?

Zacząłem wczoraj oglądać "Efekt motyla" i po 15 minutach zrezygnowałem. Wpuszczanie dziecka samego na rozmowę z niebezpiecznym ojcem, dochodzenie do przyczyn wypadku poprzez hipnozę, gdy było tylu innych świadków... Przepraszam. Dziękuję.

PostNapisane: 2 marca 2007, o 20:12
przez Lafcadio
Żałuj, bo film jest fajny. Potrafi wzruszyć ;] Mnie wzruszył. To nie Requiem dla snu, tam też są ciekawe błędy, który nie wzrusza - tylko ryje beret.

PostNapisane: 5 marca 2007, o 01:20
przez Lu
Byłam w piątek 02.03.2007 r na filmie "testosteron" .
Warto zobaczyć :) Polecam !