Strona 1 z 3

Equilibrium

PostNapisane: 11 grudnia 2006, o 09:10
przez MARTIN ANN DRIMM
Wczoraj wieczorem obejrzałem wreszcie osławiony Equilibrium i byłem pod dużym wrażeniem. Stawiam ten film na równi z Matrixem, ale z zupełnie innych względów. Equilibrium ma genialnie rozprowadzone napięcie i fantastycznie ułożoną intrygę. Poza tym jest robiony tak, że ciągle ma się wrażenie oglądania kina "ambitnego" więc do ostatniej sekundy widz drży o los głównego bohatera. Już dawno tak nie trzymałem kciuków za protagonistę, już dawno tak się nie modliłem do ekranu "żeby mu się udało".

Matrix z kolei cenię za zawartą w nim filozofię, ale to w temacie matrixowym omawiam :mrgreen:

Z pewnością jest o czym dyskutować i zastanawiam się, czy nie założyć nowego topiku... No dobrze, założę :mrgreen:

Wizja plastyczna fajna, mniej więcej tego bym oczekiwał po filmie właśnie o tym :mrgreen: Sceny walk bardzo ciekawe, nie wszystkie przekonujące, ale wybaczam :mrgreen: Chyba najlepszy jest końcowy pojedynek z szermierką bloków połączoną ze strzelaniem, gun-kata w szczytowej formie.

Faaaantastyczna muzyka. Muszę ją mieć :mrgreen:

Idea: tu najwięcej możnaby się czepiać, bo uczucia są niezbędne w procesie poznawczym (oceny obiektu dokonuje ciało migdałowate, które naznacza to co widzimy bądź słyszymy właśnie uczuciowo), ale można też czepianie odstawić na boku, bo w filmie bardziej chodzi o uczucia wyższe, omijające gniew, bo zdarza się nawet "Ojcu" wybuchnąć. Generalnie czepiać się nie mam zamiaru, bo ostatecznie film bardzo mi się podobał i zainspirował mnie, pobudził do tego, żeby trzecia część gamedeka była jeszcze lepsza, niż sobie początkowo zakładałem :mrgreen:

PostNapisane: 11 grudnia 2006, o 17:39
przez krisu
Uwielbiam Equilibrium. Ten film jest dla mnie ważniejszy nawet od Matrixa. Christian Bale zostawił w nim cząstkę samego siebie. Kiedy oglądałem ten film po raz pierwszy obserwowałem jak kleryk John Preston powściąga się od okazywania uczuć. Obserwowałem napinające się i rozluźniane mięśnie twarzy. Mimika twarzy. Czegoś takiego się nie spodziewałem.
Muzyka jest świetna. Podobały mi się kata z bronią. Wszystko mi się podobało.
Rzeczywiście, można się czepiać, że ludzie w tym filmie żyją bez jakichkolwiek uczuć. Ale takiemu arcydziełu można to i owo wybaczyć. Przyjmijmy, że chodzi tu o tak zwane uczucia wyższe.

PostNapisane: 11 grudnia 2006, o 22:07
przez Nexus
Ach ta czerwona wstążka... dla mnie była jak potężny artefakt...
Film świetny. Inny niż Matrix. Bardziej melancholijny.
Muzyki nie za bardzo pamiętam, bo pewien gościu kryjący się pod pseudonimem C-Drone-Defect stworzył płytę "Nemesis", której inspiracją był film "Equilibrium".
Wstawki z filmu tworzą niesamowity klimat do całej muzyki... coś niesamowitego...

PostNapisane: 11 grudnia 2006, o 22:33
przez MARTIN ANN DRIMM
W tym filmie są świetnie pokazane uczucia i od-czucia. Preston przesuwa palce po poręczy - dodany jest dźwięk rury i dźwięk szurania, przesuwa palce po ścianie i wyrwach po kulach, widać, że każdy kontakt z nierównością powoduje reakcję emocjonalną, strzelanie do psów i przeskoki kamery. Kiczowate bibeloty - wywołujące niezaprzeczalne uczucia. I oczywiście muzyka będąca czystym zapisem emocji.

PostNapisane: 12 grudnia 2006, o 09:10
przez Malta
Po tym filmie przypomniałam sobie twórczość Yeatsa :)

PostNapisane: 19 grudnia 2006, o 10:26
przez Alka =)
Wczoraj obejrzałam ten film już chyba po raz czwarty i nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetna muzyka i gra aktorów, bardzo podobał mi się Taye Diggs w roli tego ciemnoskórego mnicha. Ciekawy wątek miłosny, moim zdaniem lepszy niż w Matrixie, no i moja ukochana scena, kiedy ratuje tego psa :D Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała była właśnie ostatnia walka, a konkretnie motyw z odcięciem twarzy, chyba wolałabym żeby Preston zabił swojego kolegę w inny sposób :cry: , ale na szczęście jakoś nie zaważyła mi to na ogólnym odbiorze filmu.

Edit - lit

PostNapisane: 19 grudnia 2006, o 15:43
przez Gargulec
Jak już mówiłem: Uważam ten film za arcydzieło. Genialna fabuła i genialna stylizacja: po prostu cudo. Scena z gasnącymi twarzami Ojca- majstersztyk. BTW: Po długiej nieobecności jestem z powrotem :)

PostNapisane: 19 grudnia 2006, o 17:18
przez MARTIN ANN DRIMM
No właśnie Gargulcu, nie było Cię. Witamy z powrotem. Jak widzisz, trochę nas więcej :mrgreen:

PostNapisane: 19 grudnia 2006, o 20:15
przez lokje
Obejrzałam film jakiś czas temu, przypadkiem, zrobił na mnie wrażenie. Potem obejrzałam ponownie, już na własne życzenie. Nadal robi wrażenie, tylko nie do końca wiem w którą stronę.
1. Bale- z nim to w ogóle mam problem bo nie jestem w stanie ocenić czy jest zwyczajnie dobry czy fantastik plastik; jest w jego sposobie gry, w warsztacie, coś niepokojącego. Nie potrafię tego sensownie wytłumaczyć. W 'American Psycho' ( tak to się chyba nazywało) przylepił mnie do ekranu, tutaj jakby niekoniecznie. Niby dobry, ale...
2. Intryga i napięcie- cud miód. Mniej więcej w połowie zaczęłam podejrzewać jak się zakończy, ale tylko podejrzewać, więc nie będę narzekać. Ostatnia scena jest świetna. Na początku narzekałam, że zakończenie proste, ociera się nawet o prostackie- rewolucja i co dalej, potem doszłam do wniosku, że o to właśnie chodzi. Już mi się podoba.
3. Muzyka- nieczęsto bywa, że gra z filmem. Tutaj gra. Kupiłam OSTa, nie żałuję.
4. I teraz coś co mnie o ścianę rzuciło- gun-kata. Pomysł w sumie dobry, gorzej z realizacją. Montaż tak toporny ( rozumiem, że miał ukryć pewne braki budżetowe i nie tylko), że aż się spieniłam. Nie wiem, artystycznie też chyba miało być? To mi zupełnie nie podchodzi, jak i większość scen walki. Wychowałam się na filmach z HK, wiem jak wygląda dobra sekwencja pojedynków a jak zła i za Chiny Ludowe nie kupię argumentu, że to przecież dla zachodniego widza, więc można oko przymknąć. Lanie oponenta jest integralną cześcią fabuły, nie li tylko ozdobnikiem, więc nie powinno tak zgrzytać. Kaskaderka do kitu. Z natury grzeczny widz jestem, staram się wyciągnąc z filmu co najlepsze, ale kiedy partaczą w taki sposób, po prostu mnie trafia...
I wchodzimy w jakże potępianą kwestię "to już było". Postmatrix czy nie? Jeśli tak, to na ile i czy to jest wadą czy zaletą? Klimaty orwellowskie- na ile jest nowy?

PostNapisane: 1 stycznia 2007, o 18:37
przez olivier
Christian Bale nalezy chyba do tych aktorow, ktorych osobiscie jakos nie lubie, ale ich gra wywiera na mnie niesamowite wrazenie.
hm, to chyba nie do konca na temat...
Equilibrium jest niewatpliwie jednym z najlepszych filmow science-fiction minionej dekady... coz, wlasciwie, wszystko zostalo juz powiedziane...

PostNapisane: 2 stycznia 2007, o 02:17
przez lokje
olivier napisał(a):Christian Bale nalezy chyba do tych aktorow, ktorych osobiscie jakos nie lubie, ale ich gra wywiera na mnie niesamowite wrazenie.
hm, to chyba nie do konca na temat...

Na temat, na temat. Przeca główny bohater :mrgreen: Co w jego warsztacie robi wrażenie?

Equilibrium jest niewatpliwie jednym z najlepszych filmow science-fiction minionej dekady... coz, wlasciwie, wszystko zostalo juz powiedziane

Jak dla mnie nie zostało powiedziane, siedzę tutaj jak babka turecka i czekam na dyskusję. Siedzę i siedzę...
To może inaczej- film w sumie kiepski. Więcej, bardzo odtwórczy, zrobiony na 'odwal się Jasiu', byle zamknąc budżet i puścić do dystrybucji.

PostNapisane: 2 stycznia 2007, o 11:08
przez MARTIN ANN DRIMM
:D Zastanawiałem się, czy o tym pisać, czy nie, bo w sumie wybaczam i tak dalej, ale sama idea "nie czucia" jest błędna psychologicznie, neurofizjologicznie. Centralny układ nerwowy nie może funkcjonować bez uczuć. Odgrywają rolę nie tylko "czuciową" (odczuwanie tzw. uczuć), ale przede wszystkim pełnią rolę POZNAWCZą (wrażenie, że coś "rozumiem" pochodzi nie od intelektu, ale od uczuć, wrażenie, że coś rozpoznaję także pochodzi od uczuć, nie od umiejętności rozpoznawania: w zespole Capgrasa odcięcie ośrodków rozpoznających twarz od ośrodków uczuciowych, nadających twarzy "sens" powoduje, że pacjent ma wrażenie, że otaczają go ludzie "podstawieni"), pełnią funkcję OCENIAJĄCĄ (ciało migdałowate "naznacza" uczuciowo bodźce groźne i takie, któych powinniśmy się bać, jak również te, które dają przyjemność. Bez tego "naznaczenia" WSZYSTKO byłoby obojętne - i elementy zagrażające i dające miłe doznania), pełnią funkcję MOTYWACYJNĄ (bez uczuć niczego by nam się nie chciało), dzięki nim MóZG SIę ROZWIJA. Dzieci pozbawione uczuć nie rozwinęłyby się.

Także cała, niestety cała, idea filmu stoi na ukruszonym fundamencie. Mimo to, mimo nierealistycznych scen walki (oprócz ostatniej, z Ojcem), wybaczam :) Oby więcej takich "niedorobionych" filmów powstawało.

PostNapisane: 2 stycznia 2007, o 22:07
przez olivier
hmm, a jak to jest z psychopatami? nie ma jakichs zaburzen fizjologicznych? cos mi sie kiedys obilo o uszy, o niedorozwoju przysadki czy szyszynki, w kazdym razie, jakiejs czesci mozgu...
a czyz nie mozna psychopaty "wyhodowac"? uniewrazliwic, od dziecinstwa, na pewne bodzce... w koncu, mozna sie rozwinac "prawidlowo" i byc psychopata...
przepraszam, ze ja tak z tymi psychopatami, ale wlasnie tak kojarzyli mi sie bohaterowie . :)

PostNapisane: 12 stycznia 2007, o 21:56
przez Kasiek20
Znam na pamięć niemal cały film. Jakieś dwa miechy temu miałam niezłą manię. Czerwona wstążka, Nexus :) Symbol niemal. Szkoła pełna jednakowych dzieci.
Mi się jeszcze podobała scena kiedy Preston zdziera nieprzezroczyste folie z okna w sypialni. Świetnie zagrał takie uderzenie wszystkich bodźców wzrokowych na jego psychikę.
To, że jest to niemożliwe żeby nie czuć to chyba jasne. Wyobraźmy sobie że nie czujemy bólu. Żadnej reakcji by nie było, przecież to, że czujemy nieraz ratuje życie.
Aha i scena kiedy Preston dotyka dziur po kulach, niesamowita, plastyczna wizja.

PostNapisane: 14 stycznia 2007, o 00:24
przez Harkonnen2
Nie wiem, poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale pierwsze skojarzenie po obejrzeniu Equilibrium, to "Fahrenheit 451". Po dłuższym przemyśleniu, to jeszcze z dołożonym "Rokiem 1984". Oczywiście Equilibrium jest inaczej skonstruowane i inaczej poprowadzone, jednak jakoś pomysły wydają mi się odrobinę wtórne. Z drugiej jednak strony, film jest faktycznie dobry i ma kilka własnych ciekawych pomysłów (Gun Kata - no rewelka po prostu :)). Mimo to, trochę ciężko mi uznać go za arcydzieło.