Jak zapewne tlumy czekałem na ekranizację "Gry Endera".
Często tak jest że jeśli się na coś czeka ma się duże wymagania, no i potem - kicha. W typ przypadku wielka. Efekty specjalne - ok. Harrison Ford - ok (choć aktorstwa malusio bo i mało okazji do niego). Tylko czegoś w tym filmie brakuje. Z pewnością (poza sensem) zachowania choćby ogólnych zamysłów autora książki, bo czasami wydaje się że twórca scenariusza książki nie czytał a przerzucał tylko kartki po kilka naraz.Tak nieudanej ekranizacji dowolnej książki nei pamiętam. Tak jakby brakło kasy po dwóch czy trzech efektach specjalnych (m.in ładna sala bojowa tylko mała
)
W skrócie, na szybko wychwycone kilka bzdur: Armia istniała w liczbie 40 osób (a nie kilkunastu jak w filmie, ale chyba pokazana sala bojowa byłaby za mała na 80 czy 120 osób które w finałowej potyczce w szkole bojowej w niej były), Bonzo Madrid jest od Endera większy (w filmie jednak mniejszy). Zabójstwo pod prysznicami to nie był wypadek (jak pokazano w filmie) a celowe działanie. Takie błędy powodują że film wydaje się pozbawiony sensu, co powoduje że ktoś nie znający książki Carda uzna film za nielogiczny, powierzchowny i wyrwany z kontekstu. Być może powodują to ograniczenia czasowe - film trwa ok 1h40min a wiele wątków jest niezrozumiałych właśnie z powodu ich szczątkowego potraktowania, lub pominięcia niektórych aspektów.
Tak czy owak nie polecam wielbicielom książki - niesmak spory.
Ale może po niedawnej lekturze cyklu sagi o Groszku sie czepiam ...