Strona 1 z 4

Felietony w NF

PostNapisane: 25 lipca 2008, o 12:01
przez MARTIN ANN DRIMM
W kioskach jest dostępny numer Nowej Fantastyki, w którym zagościł mój pierwszy felieton z cyklu "Rzeczy Oczy Wiste". Zapraszam do rozmów i dyskusji :).

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 29 lipca 2008, o 16:19
przez Lafcadio
Prenumerata w domu pewnie, a ja poza domem :/

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 1 sierpnia 2008, o 15:18
przez Driden
Felieton czytałem i jakoś nie uznałem go za kontrowersyjny. Można by wręcz powiedzieć, że jest on po prostu oczywisty.

Trochę poza tematem. Może zmienić nazwę działu na artykuły. O ile wiem Marcinie zdarzało ci się pisać do prasy coś niecoś więcej niż tylko ten felieton.
A przy okazji, czy taka nazwa działu oznacza, że takich felietonów będzie więcej?

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 2 sierpnia 2008, o 19:50
przez Fodnik
Pierwszym, co przyszło mi na myśl, było "ten znowu swoje" ;) Ale po chwili...Poza oczywistą oczywistością (cytując klasykiem małym) niekoniecznej znajomości zamieszania wywołanej "dekalogiem" na różnistych forach czytelników NF, poza logiczną, spójną i wpierw przytłaczającą argumentacją, felieton naszego szacownego Gospodarza jest jednak zaczynem do dyskusji. Bo ja dalej stoję sobie na stanowisku, że bez "S" kicha w wielu wypadkach. A z pewnego punktu widzenia bez "science" ani dudu. Nawet gdy owa naukowość bywa ukryta, zaszyta głęboko. A choćby i tylko znajomość podstaw psychologii. Bez jej uwzględniania w czasie kreacji autor stworzy takie popierdułki, że każdy choć odrobinę obyty czytelnik zabije go śmiechem. Fakt całkiem sporych legionów takich tekstów w obiegu niczego nie tłumaczy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że felietoniście chodziło jednak o coś innego. Ale mi też. Kiedyś z Marcinem sobie na ten temat podyskutowaliśmy. Wirtualnie, znaczy się, dyskutowali. Przez foruma takiego jednego. I ja się teraz pytam: a gdzie moje ukochane hard SF? No gdzie?

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 2 sierpnia 2008, o 21:42
przez Ixolite
A ja się, choroba, zbieram żeby coś dłuższego w odpowiedzi napisać, a nie mogę znaleźć czasu. A trochę sobie pomyśliłem nad tym i się nie do końca zgadzam... Tyle, że czemu, to już dłuższa historia :P

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 3 sierpnia 2008, o 11:54
przez Ixolite
Pozwolę sobie odpowiedzieć w osobnym poście:

Zacznę od tego, że jeśli mowa konkretnie o Science-Fiction, to siłą rzeczy bez science się obejść nie można. No nie da rady. Czemu? Bo Science-Fiction bez science stanie się po prostu fiction i to w zasadzie zamyka jakąkolwiek dalszą dyskusję o SF, z braku tejże w omawianym podmiocie.

Zupełnie osobną sprawą jest ilość i jakość S w SF. Dorzucę do tego jeszcze logikę (fabuły, wewnętrznej struktury powieści i taką zdroworozsądkową), bo wmieszałeś Marcinie to pojęcie w worek Science, choć to całkiem odmienna kwestia.

W felietonie jest takie oto stwierdzenie:
Tu nie ma science! - pomyślałem z niepokojem - wizja WH40K, choć estetycznie mistrzowsko dopracowana, jest bardzo niespójna! Jak tu się zachwycać!?


Ja o niespójności, dalej zwanej przeze mnie logiką, w pierwszej kolejności się wypowiem. Otóż jeśli wizja świata, wydarzeń, decyzji, ogółem każdy element z osobna i wszystkie połączone w całość zarazem - jeśli brakuje w nich logiki, spójności i sensu to... no właśnie. Jak się zachwycać, kiedy coś ciągle zgrzyta? Kiedy nie można zrozumieć o co właściwie chodzi? Kiedy historia jest i może ładna, ale brak sensu nie pozwala zawiesić niewiary. Jeśli czyta się dobrze, płynnie, opowieść wciąga, aż tu nagle w wartkim strumieniu akcji pojawiają się głazy, o które rozbijamy się kompletnie gubiąc klimat i przyjemność... To taka opowieść jest zła. Po prostu.

Dam taki przykład: Jest oto anime, japoński serial animowny: "Legends of galactic heroes". Space Opera pełną gębą, epicki rozmach itp. itd. Pojawiają się tam postacie błyskotliwych dowódców, wielkich strategów i genialnych taktyków. Tylko jakże mam uwierzyć w ich wielkość i genialność, jeśli bitwy w kosmosie przedstawione są tak, że jedna chmara statków wypuszcza mordercze promienie w drógą chmarę statków i vice versa. Jak mam uwierzyć w potęgę umysłu, kiedy w przestrzeni kosmicznej, wszelkie działania taktyczne odbywają się na płaszczyźnie, bez uwzględnienia trzeciego wymiaru - manewry oskrzydlania wyglądają jak przeprowadzane bułkami na stole śniadaniowym... "Ojej" - myśli sobie chlebek - "co ja mam biedny zrobić, z dwóch stron atakują mnie bułeczki!". Dowódcy flot momentami zachowują się jak patentowani idioci z kursami fajtłapowatości i krótkowzroczności...

Cały czar pryska...

Zauważcie, że nie ma tu w ogóle mowy o S, ten sam zarzut mógłbym postawić gdyby była to opowieść fantasy, historyczna czy dziejąca się współcześnie.

Idąc dalej tym tropem, obecność S w SF też musi być logiczna - co najmniej w ramach opisywanego świata. W innym wypadku to nie ma... hmm... sensu. Bardzo nie lubię w opowieściach takich diabełków z pudełka, Deus Ex Machina. W ten sposób można zabić każdą opwieść, to jest ucieczka autora od logiki. Nie ma pomysłu, wiedzy, umiejętności - rach ciach, przeca to Fiction, więc czytelnik musi przełknąć nawet najbardziej nonsensowne Science. Nie, tak się nie da.

Wspominasz też Marcinie o fachowym słownictwie - zgodzę się z tobą, że zbyt duża dawka fachowej terminologii przeszkadza. Jednak umiejętenie stosowana może nadać opowieści cech prawdopodobieństwa. Ale żeby było ciekawiej, można się w ogóle bez niej obejść. Czasem wystarczy odpowiednie opisanie istoty rzeczy słownictwem jak najbardziej pospolitym, takim z którym spotykamy się na codzień. Czytelnik i tak dopowie sobie resztę zgodnie ze swoją wiedzą i doświadczeniem, trzeba mu tylko dać szansę. I tu znowu kłania się logika. Jeśli przeczytam coś, co nie będzie fachową techno-papką ani wziętym z sufitu bełkotem pełnym wymyślonych na poczekaniu określeń, za to sprawi, że pomyślę: "Tak, to ma sens, widzę o co chodzi" - to już jest świetnie. Mogę zawiesić niewiarę, jeśli ni będę czuł potrzeby poddania w wątpliwość tego co wymyślił autor.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 4 sierpnia 2008, o 22:24
przez Fodnik
Jako że organizator zamieszania się nie odzywa, to jeszcze "się dodam" ;)

We wspomnianej wcześniej dyskusji właśnie jednym z argumentów przeciw punktowi dekalogu promującemu "piękno" przeciw "S" była obawa, że dla wielu stanie się takie sformułowanie pretekstem do "olewania" fundamentalnej logiki w swoich wytworach. Dobrze to ujął Ixolite - jak za bardzo zgrzyta, gdy się nie zazębia, to najlepszy klimacik, nawet urody przecudnej, pójdzie się paść na łąki głupokwiatków. Ach, te słabujące na umyśle chlebki...

Ja chciałbym tylko dodać, że bez wiedzy nie ma piękna. Weźmy takiego Michała Anioła, który to z kolei wziął w ręce dłuto i popsuł całkiem zgrabny blok granitu. Że z tego psucia stworzyło się piękno, to niewątpliwie zasługa i dłuta, i wiedzy. Bo Dawid ma zgrabne, proporcjonalne ręce, nogi w porządku, a nawet fiutka. Też na miejscu. Mijają stulecia, zmieniają się gusta, definicje, wynurzają się i toną w niepamięci manifesty, a Dawid jak zachwycał, tak zachwyca. Bo Michał Anioł wiedział! Bez starannych, a ryzykownych wielce, studiów anatomicznych takiej doskonałości by nie stworzył - tak śmiem twierdzić. Oczywiście wierzę równie głęboko, że gdzieś, kiedyś jakiś natchniony inaczej stworzył rzeźbę z nogą wyrastającą z czoła, oczyma na torsie i dłonią w dupie. I co więcej - wierzę że całkiem sporej grupie się to nawet podobało. Kłania się einsteinowska definicja nieskończoności. Tyle że ów tfurca, wraz z całym ambarasem dzieła i odbioru, spoczywa w zakurzonym kącie jakiegoś archiwum, gdzie zaglądać będą tylko szczury oraz zdesperowani asystenci piszącego wiekopomne dzieło przekrojowe znudzonego wszystkim profesora.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 5 sierpnia 2008, o 15:40
przez Driden
Co do sztuki nowoczesnej jak na ironię mamy dzisiaj w tym dziale kultury dominację koncepcji nad techne (rzemiosłem).
Przez to dzisiejsza sztuka jest znacznie trudniejsza niż klasyczna mająca naśladować rzeczywistość. Dawida to każdy mniej więcej zrozumie i może powiedzieć czy mu się na oko proporcje zgadzają.
A jak widzimy to co artyści wyprawiają to ni czorta często nie da sie powiedzieć o co chodzi. Przynajmniej nie znając wszystkich danych. Zwłaszcza jak niektórzy odpowiadają swoja twórczością na cudzą. A osoba z ulicy ani "cudzego" nie zna, ani by go pewnie nie zrozumiała zważywszy na to jak długo takie dyskursy toczą i to w stosunkowo wąskim gronie.
Sporo z tego jest pretensjonalne, przekombinowane śmieci nastawione na tanią kontrowersje, ale jest kilka niesamowitych konceptów. Sam nie rozumiem zdecydowanej większości, ale nauczyłem się chociaż tyle żeby nie mówić, że coś do niczego póki nie wiem o czym mówię.

Co do książek jak dla mnie mają one spełniać jeden prosty warunek "wiarygodność". Tu nauka nie koniecznie ma wiele do powiedzenia. Czasem nawet to co prawdziwe psychologicznie, albo dla innej nauki jest mniej wiarygodne niż fikcyjny wymysł. Nie twierdzę, że tu nauka musi przegrać, ale różnie bywa.
Weźmy dialogi, kto je pisze prawdziwie? Słyszeliśmy przecież wszyscy nagrania choćby nagranych polityków. Wiemy jak rozmowy wyglądają. Tego by się czytać nie dało.
I nie mylmy nauki z wiarygodnością. Nikt chyba nie powie, że książka może sobie pozwolić na bycie niespójną i nie logiczną. Za to jak dla mnie statki kosmiczne mogą sobie latać z nadświetlną, podróżować w czasie i mieć gdzieś Einsteina. A autor może ale nie musi tego tłumaczyć na przykład akceleratorem antymaterii pochodzącej z zimnej fuzji. Póki nie potknie mu się noga w spójności tekstu ma wolną rękę nawet na budynki podwieszane z kosmosu i błyskawicznie mutującą naturę.
Kto bowiem (poza Lemem) jest w stanie opanować wszystkie potrzebne do stworzenia świata przyszłości działy nauki?
Oczywiście jeżeli przeczyta to fizyk to o ile nie potrafi czepiać się swej wiedzy nie będzie się w stanie cieszyć z lektury, ale cóż. To niewielka strata jeśli chodzi potencjalnych czytelników.
Dla fanów absolutnej wierności nauce.
Trudno to było odnaleźć, ale przepiękny numer i ładnie pasuje do tematu.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 6 sierpnia 2008, o 01:17
przez Fodnik
Pyszny link. Aż zrzuciłem na dysk ku przyszłym radościom oglądania.

Owszem, czasami artyści tworzą machinę samonapędną, takie wieczne ruchadło alias perpetuum mobile. Tyle że i hermetyczność jaką osiągają już sama w sobie jest dokonaniem, i niekoniecznie jest to adekwatne do literatury fantastycznej, ta bowiem, z natury rzeczy, jest w kręgu kultury popularnej. Poza tym efekty chowu wsobnego są zawsze przerażające.

Ale nie o tym. Ważną uwagę rzuciłeś, tę o spójności, wiarygodności. Tyle że czymże ją uzyskać, jeżeli nie poprzez wiedzę? Jeżeli autor zakłada istnienie jakiegoś zjawiska, wynalazku, nurtu filozoficznego, to musi uwzględnić konsekwencje. Tworząc takie fantasy można sobie popuścić (fantazji, nie w spodnie) i zadekretować świat, dajmy na to, płaski jak naleśnik. Można, a co. Ale robiąc takie założenie koniecznym staje się przeanalizowanie wszelkich efektów ubocznych. Od samoeliminacji nazbyt ciekawskich do obiegu wody - krawędź, to krawędź. Albo osadzając akcję w świecie gustujących w metalowych wdziankach oraz rozwiązywaniu problemów ostrzem miecza panów rycerzy nie można wprowadzić do uzbrojenia muszkietów. Jeszcze gorzej mają piszący SF, bo tam już plaska ziemia nie przejdzie. A jeżeli już, to z cholerną masą założeń dodatkowych. Podołać zadaniu bez wiedzy: ni "chu chu". Mam nieodparte wrażenie, że spójność kreacji, lekkość z jaką łykamy dobrych autorów, jest konsekwencją ich dokładnych studiów nad przedmiotem. Że potrafią potem przełożyć wiedzę na dobrą literaturę, a nie instrukcję budowy i obsługi, jest właśnie rozróżnieniem pomiędzy grafomanem a twórcą.

BTW
Awatar, panie Driden! Skądś ja go znam. Czy dobrze się domyślam? Z pewnego foruma takiego jednego, pisanego przez "s"? Czy przypadek, w który nie wierzę?

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 6 sierpnia 2008, o 10:42
przez Driden
Widzisz spójność można osiągać na różne sposoby. Konsultacje z naukowcami i studiowanie tematu to jeden z nich, choć sądzę dość ryzykowny. Nauka bowiem posuwa się na przód i często oparte na niej całym ciężarem książkowe molochy padają bo grunt osuwa im się spod nóg, starzeją sie wyraźniej niż inne. Jedno okazuje sie działać trochę inaczej, inne prawo się nie bilansuje i klops.
Można jednak zamiast nauki zastosować zdrowy rozsądek. Weźmy "Inne Pieśni" Dukaja (sporo z wykładowcą literatury dyskutowałem, czy to s-f, twierdził, że tak, a mnie ta książka nijak w ten gatunek nie wchodzi), fizyka działa zupełnie inaczej, a świat pozostaje wiarygodny. Ba przykład mamy na własnym podwórku widziałeś gdzieś w Gamedecu rozważania naukowe? Poza medycznymi wtrętami, na których się autor jak wiemy zna fizyka, elektronika i dziedziny ścisłe działają bo tak. Jest sporo zastanowienia jaki dany wynalazek ma wpływ na świat, ale to rozważanie autora nie praca naukowa poparta badaniami tabunu socjologów. I z resztą rozsądnie, bo my też tak naprawdę nie bardzo wiemy jak działa to czego używamy na co dzień. Mogłaby sobie istnieć technokracja świata mroku (magowie, którzy korzystają z pozorów nie istniejącej technologii jako przykrywki dla swoich mocy) i nic byśmy nie zauważyli.
Jeszcze lepsze podejście mamy w Gwiezdnych Wojnach. Chciałbym, żeby coś takiego było, więc ludzie to wymyślą. I faktycznie naukowcy sie głowią nad tym jak zrobić miecz świetlny. W Star Trecku z kolei teleportacji użyto bo podwykonawca nie zdążył dostarczyć modelu wachadłowca, a trzeba się było jakoś się znaleźć na planecie. Fizyków nikt nie pytał, a "Beam me up Scotty" nie dość, że nie razi to jest kultowe. Dalej, Gwiezdne Wrota. Gdzie tu S? Mamy co najwyżej informacje o wysoko rozwiniętej rasie i nikt się nie przejmuje, czy to możliwe.

Awatar, panie Driden! Skądś ja go znam. Czy dobrze się domyślam? Z pewnego foruma takiego jednego, pisanego przez "s"? Czy przypadek, w który nie wierzę?

Zawsze używam tego avatara, z resztą pseudo też. To lekko przerobiony Edwin z BG 1. Za postacią nie przepadałem, ale twarz po drobnej korekcie bardzo polubiłem. Z resztą mój bohater jej używał, więc dla mnie to nawet nie Edwin, on gdy grałem miał inną.
No, ale nie tylko ja tego oblicza używam, więc to raczej zbieg okoliczności. Jeśli chcesz mieć pewność to poślij mi choćby na PW co to za forum.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 8 sierpnia 2008, o 09:15
przez Fodnik
Nie, nie! Wcale nie chodzi mi o ścisłe wiązanie twórczości z aktualnym/przewidywanym stanem wiedzy, poza hard SF, bowiem grozi to samobójstwem, a przynajmniej kalectwem kreacji. Dla mnie istotniejsze jest to, by autor zachowywał się konsekwentnie, choćby jego pomysł był od czapy.

Przez chwilę myślałem nad przykładem i mam takie coś, na szybko, więc uniżenie proszę o wyrozumiałość. Załóżmy taką oto kreację: przez pustkę podróżują dwie skały, połączone łańcuchem zarąbistym aż strach, które to rotują wokół pewnego punktu - domyślnie środka ciężkości układu, ale to można zbyć milczeniem jako oczywistą oczywistość, albo, dla odmiany, wykorzystać jako jedną z osi intrygi - i w tenże sposób na ich wewnętrznych powierzchniach mamy siły powstrzymujące ludki przed odlotem w bezmiar (a tam czyhają demony, więc tylko głupcy usiłują spenetrować "drugą stronę", zresztą niewiele o nich wiadomo - bo nie wracają). I dla mnie takie "coś" już jest akceptowalne. Niewiara na kołek, byle fajnie się czytało. Co tam atmosfera, wydalanie czy inne pierdoły. Ale... I tu pojawia się niebezpieczeństwo. Otóż jedną z osi intrygi mogą być wzajemne relacje ludków z obydwu skał. Plus nieczęste, trudne i ryzykowne kontakty - z różnych przyczyn: a to religijnych, a to militarnych, a to innych. Zaś ruch pomiędzy odbywa się po łańcuchu spinającym światy. Niebezpieczeństwo polega na tym, by autor pamiętał o malejącej sile odśrodkowej, z zerowym punktem centralnym! Dlaczego? Bo już powiedział "A", czyli że są te siły "przylepiające" ludków do powierzchni, opisał "B", że z rotacji te siły, a miałby ominąć konsekwencje takiej kreacji?

Co do awatara - gdym wiedział na jakim forum, to bym się pytał ;) Ot, chodzi coś po głowie i męczy.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 8 sierpnia 2008, o 15:59
przez Driden
Krótko i zwięźle, a jeśli autor odpowie na te wszystkie zagadnienia zamiast fizyki religią, albo filozofią to co?
Układu dwóch światów łączących łańcuchem się do powieści, albo opowiadania nie wprowadza, żeby ukazać wzory i wektory. Chodziłoby raczej o ksenofobię między społecznościami i tego typu zagadnienia.
Aż przytoczę własną miniaturę (nie mam o niej wybitnego mniemania, ale zebrała świetne opinie).

Nie będę twierdził, że nauka w beletrystyce to zło. A posty za S zamieniają się w obronę przeciw takiemu stanowisku. Pamiętajmy od czego się zaczęło. Nauka nie jest niezbędna powieści. Tylko tyle i aż tyle.

Z Avatarem na ten moment średnio mogę pomóc. Nie wymienię wszystkich for, gdzie kiedykolwiek pisałem.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 11 sierpnia 2008, o 11:44
przez Fodnik
Driden napisał(a):Krótko i zwięźle, a jeśli autor odpowie na te wszystkie zagadnienia zamiast fizyki religią, albo filozofią to co?


No to dupa w krzakach, piszący wychodzi na niekonsekwentnego i/lub nie panującego nad swoim dziełem. Albo lenia. Autor sam zaczął - zauważ, że owe skały wirują wokół wspólnego punktu, połączone łańcuchem i tenże ruch pozwala z jednej strony kamienia ludkom się powierzchni trzymać, a z drugiej odlatywać. Co sobie ludeczkowie myślą, to już inna sprawa i motywy religijne na ten przykład świetnie się sprawdzą. Ale konstrukcja świata przedstawionego musi być konsekwentna. Mało rzeczy tak mnie irytuje jak właśnie zaprzeczanie przez autora swej własnej wizji. Może być dowolna, byle konsekwentna. A nie, że w pewnym momencie piszącemu coś nie pasuje, nie przemyślał, nie chce się i jebut magią, albo innym cudem. To toksyczne zjawisko występuje w szczególnym natężeniu w szeroko pojmowanej fantasy. Bo jest magia i gra muzyka. A guzik! Gdy przyglądnąć się dziełom kanonicznym i jednocześnie wybitnym w tym gatunku, nagle okazuje się że za całą otoczką opowieści rządzi światem konsekwencja. W takim "Ziemiomorzu" zbudowanie koncepcji magii na słowach w realny, wymierny i ciągły sposób przekłada się na świat, na jego atrybuty.

Driden napisał(a):nie mam o niej wybitnego mniemania


I słusznie, bardzo słusznie :P

Driden napisał(a):Nauka nie jest niezbędna powieści. Tylko tyle i aż tyle.


Autorowi jak najbardziej jest potrzebna. Żeby głupot nie sadził. Co prawda czasami starcza logika, nawet nie formalna, a taka przaśna, boolowska, ale zawsze. I im więcej nauki, tym lepiej. No, chyba że polecimy jakimś eksperymentem literackim, graniem duszy, potokiem myśli - to pewnie i tak. Lecz wtedy ja wysiadam, nie mój tramwaj.

Driden napisał(a):Z Avatarem na ten moment średnio mogę pomóc. Nie wymienię wszystkich for, gdzie kiedykolwiek pisałem.


Cóż trudno. Może sobie coś przypomnę.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 11 sierpnia 2008, o 16:31
przez Driden
A ja ci odpowiem, że ten punkt w którym się to wszystko kręci jest bogiem i zamiast doznawać zerowej grawitacji przeżywają religijne uniesienie i objawienia. A reszta jest wyjaśniona niepodważalną wolą bóstwa i "nieznane są wyroki".
A opis świata nie zaczyna sie od układu tylko bóg jest i wszystko działa (sprawdziło się już w przynajmniej jednym bestselerze).
Czy autorowi sie leniło, albo nie zna podstawowych zasad? Nie, ma je głęboko w poważaniu, bo nie o tym jest ta książka. Lepiej, tam fizyka w ogóle nie działa jak powinna. Dać jeden przykład gdzie wyładowanie elektryczne co najwyżej zmienia barwę uderzonej rzeczy na różową i tyle.

Co więcej zatrudnianie fizyki przy dwóch skałach na łańcuchu niszczy wiarygodność świata stokroć gorzej, sugeruje bowiem realność świata, który mógłby być na przykład oniryczny. Zaś racjonalność sprowadza nas do prostych pytań: Kto i jakim cudem wykuł taki łańcuch? co z atmosferą? jak demony przeżywają w pustce? itd.
I to dlatego, że jak powiedziałeś (i z czym się absolutnie zgadzam) konstrukcja świata musi być konsekwentna.

Bardzo dużo dobrych pisarzy w tej chwili od realizmu odchodzi. Często nawet wszystko jest niby normalnie, do czasu aż jeden element świadomie zostaje ukazany w innym świetle, działający inaczej niż powinien. Jest to bowiem czasem jedyny sposób na ukazanie interesującego zagadnienia.

Ale właściwie wszystko o czym tu mowa powinno się rozpocząć od jednego pytania. Czy uważasz Gwiezdne Wojny za zły film?
Jeśli tak, to dla mnie wszystko jest jasne. Jeżeli nie, to kompletnie nic nie rozumiem.

Re: Felietony w NF

PostNapisane: 11 sierpnia 2008, o 21:27
przez MARTIN ANN DRIMM
Witam Pięknych Dyskutantów :).

Wybaczcie, proszę, że długo się nie odzywałem. Nadmiar pracy, obowiązków, błyskawice zdarzeń przypadkowych i rodzinnych, los jednym słowem.

Brawo, Fodniku, Ixi i Dridenie, dawno już tak ciekawej wymiany myśli nie czytałem. Dziękuję Wam . Fodniku drogi, pierwsza rzecz, o której chciałem wspomnieć, jest taka, że w felietonie nie uwzględniałem dzieł miałkich. O nich ani mówić, ani myśleć wypada, bo po co? Szkoda je czytać, szkoda o nich mówić. Wh 40k jest mało naukowy, ale spójny mimo wszystko :).

Pamiętasz, Fodniku, mówiliśmy na forum NF o wielu naukach, nie tylko o fizyce. Kto na ten przykład sprawdza poprawność psychologicznych zachowań czytając książkę? W podręcznikach poświęconych tej dziedzinie jest mowa o "intuicyjnych psychologach", którymi są wszyscy ludzie nieznający psychologii. Każdy z nas musi wytworzyć w sobie specyficzny system rozumienia i przewidywania ludzkich zachowań. Bardzo często mocno niezgodny z realnością. Ale logiczny. I spójny. I tu przyjrzyjmy się: nie zgodny z wiedzą, ale spójny.

Mam wrażenie, może niesłuszne, że spójność, logika, proporcje, specyficzne piękno kreacji, niekoniecznie wypływają z wiedzy autora, ale z jego wyczucia proporcji właśnie, a to wyczucie, ten instynkt twórczy nie musi być osadzony w wiedzy. Jaką wiedzę miał Dali tworząc swoje wizje? Gdzie jest wiedza w dziełach symbolicznych, surrealistycznych, psychodelicznych? W tych obszarach ona raczej wiąże ręce, nie pozwala sięgnąć dalej, no, chyba że kreator jest geniuszem i sam potrafi zrywać pęta, w które się oplątał wiedzę pozyskując ;).

Oczywiście nigdy z wiedzą nie walczyłem, wręcz przeciwnie, uczę się nieustannie i zgłębiam wiele dziedzin nauki, ale wciąż uważam, że w tak zwanej sztuce opieranie się na "s" nie jest niezbędną koniecznością. Oczywiście jest tu problem nomenklaturowy, owo nieszczęsne "science" w określeniu "science fiction", które jest synonimem, w moim odczuciu "fantastyki", w przeciwieństwie do "fantasy". Gdy mówimy "fantastyka" już nie ma tego słowa i wtedy wspomniane przez Dridena "Gwiezdne Wojny" można nazwać fantastyką, choć niekoniecznie fantastyką naukową. Z drugiej strony patrząc, co my wiemy o strukturze rzeczywistości?

Świeże teorie fizyczne mówią, że cegiełki rzeczywistości, te tworzące nawet samą przestrzeń, są przedczasowe i przedprzestrzenne, ergo czas i przestrzeń to iluzje wynikłe np. z efektu skali. Jeśli tak, jeśli nauka kiedyś rozwinie się do poziomu, w którym lokalność, przestrzeń i czas będą opanowane, miecz świetlny, a nawet ryk silników w próżni i zachowanie się statków kosmicznych w tzw. pustce jak samolotów w atmosferze będzie możliwe. Wynikałoby z tego, że być może GW nie są naukowe, tylko... ultranaukowe ;).

No i tak dalej i tak dalej. Poczekajcie na trzeci felieton, który już wysłałem do NF, tam będzie pewna synteza godząca różne punkty widzenia, być może... "na zawsze" ;).