W sumie miałam białego kruka jeszcze przed wydaniem książki, no ale Marcin sobie zażyczył, że najpierw muszę przeczytać wszystkie książki od początku. No to zaczęłam czytać, ale jakoś nie miałam nastroju na gadkę z Lamą. No i minęło parę (khem, khem) tygodni. W Nidzicy zakupiłam już zwykłego kruka, no i jakoś dokończyłam Błyski. Zaczęłam też i Sztorm. Aż doszłam do sceny w bazie obcych. I jakoś się zniechęciłam na kolejnych parę (khem, khem) tygodni. Dzisiaj wzięłam znowu książkę do ręki i dokończyłam błyskawicznie
Najpierw się czepię - przegadane to trochę było. Poza tym wydaje mi się, że pewne nawiązania były zbyt czytelne i pachniały trochę dydaktyką. Ale może mi się tylko tak wydaje, bo już tyle razy o tym wszystkim rozmawialiśmy
No i ten hepi end na zielonej łące był taki trochę... hepiendowy.
Teraz będę chwalić. Otóż gamedec daje radę. Z lekkich opowiadań o gierczanym detektywie wykluła się interesująca, dobra, nawet wręcz powiedziałabym, że ważna, powieść. Co mi się w niej podoba?
A. że jest to sci-fi, a nie fantasy
B. że jest wiele warstw - są gadżety, są bitwy, są obcy (niby), ale też psychologia, socjologia, mistyka; no i oczywiście nie zapominajmy o wątkach romansowych
C. książka wymaga od czytelnika myślenia. Zastanowienia się nad tym, co widzi w telewizorze, w internecie, wokół siebie. Zainteresowaniem się pewnymi rzeczami - jakimi, to już zależy od "potencjału wyjściowego" czytelnika (if ju noł łotaj min).
W ogóle nie rozumiem, dlaczego tzw. fandom nie docenia tej książki - poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami.
No, to wstępnie tyle. Teraz pozostaje czekać na część piątą. Potencjał jest, cliffhangerów było tyle, że orany
Work is the curse of the drinking classes. - O.Wilde