Mówiłem już, że nie cierpię obsuw? Z pierwszego tygodnia maja już się zrobił koniec.

Dobrze, że nie czytałem Błysków zaraz po premierze. Byłoby tak: zaczynam czytać, przerywam bo jednak muszę zacząć od drugiego tomu żeby wiedzieć co i jak, wracam do Błysków, kończę. Czekam i czekam, z początku roku robi się maj albo i później. Zaczynam czytać Sztorm, przerywam bo wszystko zapomniałem, wracam do Błysków, co by nieco rozjaśnić ale to powoduje tylko jeszcze więcej niejasności. Wracam do Lokomotyw, a w czasie podróży z i do domu dla przypomnienia zaliczam jeszcze opowiadania. Pod koniec wakacji wreszcie mogę przeczytać Sztorm, chociaż jestem już z deka zmęczony tymi Gamedecami, zresztą nic nie pamiętam.
Kurcze, nie jest dobrze nie mieć pamięci do tego co się czyta. A ja nic nie poradzę, nie zapamiętuję z książek prawie nic. Odczuwam przyjemność z samej czynności czytania, lubię kiedy rozwija się przede mną akcja, a moja wyobraźnia pracuje na podwyższonych obrotach. Nie jestem jednak w stanie nic z tego zapamiętać na dłużej. Zdarza się, że pod koniec książki nie pamiętam co było na początku, nie mówiąc o spamiętaniu nawet połowy imion bohaterów. Chociaż przeczytałem trzy części, a Sprzedawców nawet dwa razy, przez całe Błyski zastanawiałem się kim u diabła jest ten Levi Chip.

Dodatkowo, jako że semestr mam wyjątkowo nudny, w oczekiwaniu na Sztorm poległ ostatni Potter, dwa Pratchetty, Chrichton i chyba jeszcze coś ale zapomniałem co.

Poganiaj ich tam w tym wydawnictwie Marcinie, bo jak do wakacji Sztorm nie nadejdzie, to zmusisz mnie do czytania całości od początku, a to by było złośliwe.
