Ciekawe. Już dyskutowaliśmy sobie z Toudisławem na ten temat na łamach
Zaginionej Biblioteki, a tu przyszło mi do głowy jeszcze coś. Garść czytelników, którzy poznali już "Sprzedawców lokomotyw" i pierwszy tom "Zabaweczek" tęskni za opowiadaniami z pierwszej części. O ile uważam, że "Sprzedawcy..." i "Zabaweczki..." są względem poprzednich odsłon poważnymi krokami rozwojowymi, czytelnicy, o których mówię twierdzą, że to co było na początku bardzo im odpowiadało. Pojawiła się nawet (jedna) recenzja mówiąca, że "Granica..." jest lepsza od "Sprzedawców...", z czym zupełnie się nie zgadzam, ale głos taki był. Za jakiś czas przeczytam sobie jeszcze raz te opowiadania i ocenię, czy ich się dzisiaj nie wstydzę, ale pamiętam, jakiś czas temu czytałem fragment chyba Zawodowca i byłem pozytywnie zaskoczony skondensowanym przekazem i tym, że każde słowo miało znaczenie. Okrutna ciekawość mnie zżera w jednym temacie, Toudisławie i przeprowadzę sobie tu na Tobie
straszliwy eksperyment psychologiczny (szykuj się
). W samej sieci pojawiło się 14 recenzji tego zbioru i były to recenzje pozytywne. W prasie było nie pamiętam ile, w tym tylko jedna nie-do-końca-pozytywna, autorstwa Jacka Dukaja. I teraz rozpoczynamy eksperyment: czy czytałeś tę recenzję? Bo Twoja opinia o "Granicy..." jest w pewnej mierze podobna do opinii Jacka.
Teraz Toudisławie, miej się na baczności, bo masz do czynienia z mistrzem komunikacji werbalnej tudzież pozawerbalnej, więc tylko maksymalna szczerość ocali Twą
zieloną skórę
.