ZABAWECZKI: BŁYSKI (SPOILER)

Rozmowy ogólnie o Gamedeku.

Moderator: Ekipa Forum

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Ixolite » 21 października 2008, o 20:23

A tak wracając bardziej do tematu :P

Nurtuje mnie coraz mocniej sprawa Temporystów i wywołanego przez nich zamieszania. Poprzednio wydarzenia z nimi związane ukazane były jedynie jako część (dawno minionej) historii. Coś takiego jak dla mojego pokolenia Pierwsza, a nawet Druga Wojna Światowa - wydarzenie wielkie i wpływającen na kształt świata, ale równocześnie na tyle odległe, że oderwane od "mojego" świata, teraźniejszości w której żyję.

Ale w świetle tego, co dzieje się w "Błyskach" kwestia Temporystów wydaje mi się dość kluczowa, jawi mi się jako jedna z osi napędzających wydarzenia, w które zanurza się (a raczej zostaje w nich utopiony ;) ) Torkil. Kolejne pytanie, z odpowiedzią ukrytą zapewne w kolejnym tomie?
It sure would be nice if we had some grenades, don't you think?
Avatar użytkownika
Ixolite
Webmaster
 
Posty: 616
Dołączył(a): 18 grudnia 2006, o 11:12
Lokalizacja: oni wiedzieli?

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Fodnik » 21 października 2008, o 22:51

Marcin Przybyłek napisał(a):Ufff. Tak więc, styku, jest problem z redakcją. Z jednej strony redaktorzy chcą pomóc, z drugiej w pewym momencie autor zyskuje większą od nich wrażliwość na tekst i musi zacząć bronić swojego punktu widzenia. Oczywiście ciągle zdarza mu się mylić i te momenty musi wyczuć i przyznać redaktorowi rację... Chyba największy problem jest z fragmentami rzewnymi, wzruzszającymi, patetycznymi, czyli tymi, gdzie są nagrodzmadzone uczucia. Redaktorzy boją się ich jak ognia, bo czasami trudno je odróżnić od "grafomanii", która w środowisku literatów jest synonimem kiczu. Dlatego na wszelki wypadek wsadzają tam paluchy i z opisu pełnego ognia czy tęsknoty powstaje przekaz niejako "dziennikarski". Oczywiście trochę przesadzam, ale trochę nie ;).


Sorki, ale aż tak? Jak w swoim czasie bawiłem się nieco w felietonistę, to łapy precz, bo przykopię w genitalia z rozpędu. No, co najwyżej (cytuję) "i mogą sobie radni panowie w dupę wsadzić własną wizję sztuki poprawnej" pozwoliłem usunąć. Potem i tak wyszło na moje, a za resztę tekstu radni i tak się śmiertelnie obrazili. No ale nie tym chciałem. Otóż czasami człowieka korci, by sił spróbować i jednej czy drugiej redakcji wysłać "coś". Spuszczą po schodach do piwnicy, trudno. Drukiem wydadzą - to sukces. Ale z Twojego, Marcinie, wywodu wnioskuję, że po pracy redakcyjnej może urodzić się coś zupełnie niepodobnego do tatusia, mutant jakiś, pokręcona wizja szacownej redakcji. Szczególnie za debiutu.

Oczywiście oczywistą oczywistością jest pewne nieporadność początkującego grafomana, a i zapewne doświadczonym autorom trafiają się gorsze dni. Po to jest redakcja. Jednak IMO nadmierna ingerencja w tekst całkowicie zmienia sens, wypowiedź, styl, czego smakowite kawałki nam podrzuciłeś. I tu się automatycznie rodzi bunt. Oraz pojawia pytanie - skoro taki mądry, to niech sam napisze i pokaże.

BTW
Zawsze przy takich sporach przypomina mi się Boy Żeleński:
Eunuch i krytyk z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi
--
Pozdrowienia ze stawu zamulonego Obrazek
Fodnik
 
Posty: 64
Dołączył(a): 9 czerwca 2008, o 13:11

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez MARTIN ANN DRIMM » 22 października 2008, o 08:01

Fodnik napisał(a):[...] po pracy redakcyjnej może urodzić się coś zupełnie niepodobnego do tatusia, mutant jakiś, pokręcona wizja szacownej redakcji. Szczególnie za debiutu.


Ba. Pamiętasz może mój artykuł "Szaleństwa twórcze, twórcze szaleństwo"? Pierwotnie tekst był inny, dłuższy, bardziej rozbudowany. W trakcie redakcji, ówczesny redaktor od publicystyki wstawił mi tam całe swoje akapity, które ja potem jakoś stylistycznie szlifowałem. Najgorsze było to, że na niektórych rzeczach zwyczajnie się nie znałem, on wpisywał treści z obszarów, którymi sam się interesował. Po wszystkim tekst w 4/5 był mój jeśli chodzi o treść, a 1/2 mój jeśli chodzi o formę.

Artykuły "Co w duszy gra". Pierwotnie były o 1/3 dłuższe (co najmniej). Ale musiał się zmieścić obrazek, no i strona ma swoje ograniczenia. Maciek Parowski nie widział niczego złego w przycięciu tekstu nawet o połowę i wrzucaniu swoich własnych określeń zmieniających mój przekaz. Do dzisiaj mnie skręca na jego "Ha!" w którymś z tych tekstów.

Kiedy oddawałem "Zabaweczki" do redakcji i wyartykułowałem swój lęk, czy taka objętość będzie do przyjęcia, odpowiedziano mi z uśmiechem: "będziemy ciąć!". Tekst bywa przez redaktorów traktowany jak materiał, z którego można wyrzucić pewne fragmenty nie czyniąc mu żadnej szkody. Dla jednych priorytetem jest objętość szpalty, dla innych książki, dla jeszcze innych ilość arkuszy drukarskich, a znajdą się i tacy, którzy wyrzucą kilka zdań, bo inaczej rozdział będzie się kończył jedną czy dwoma linijkami tekstu na nowej stronie, a to brzydko wygląda.

Fodnik napisał(a):Oczywiście oczywistą oczywistością jest pewne nieporadność początkującego grafomana, a i zapewne doświadczonym autorom trafiają się gorsze dni. Po to jest redakcja.


Tak jest. Redakcja jest potrzebna zwłaszcza w czasach nieprawdopodobnego pośpiechu. Tekst, żeby rzeczywiście był dobry, musi odleżeć, autor musi go przetrawić, spojrzeć kilka razy świeżym okiem. Nierzadko jest tak, że oko odświeżyć się nie zdąży, a książkę wypada oddać. Wtedy świeże oko ma redaktor. Ale marzy mi się taki ktoś, kto zadzwoni do mnie podczas sprawdzania tekstu i powie: "Marcin, tu a tu przesadziłeś, sugeruję to i to". Po czym siadam, patrzę, dumam, poprawiam, wysyłam. Tymczasem jest tak, że telefonów nie ma, maili nie ma, co najwyżej jeden z jakimś szczegółem, a potem dostaję powieść "po procesie" bez zaznaczonych miejsc operacji...

Tak czy owak jakoś tekst się broni i narzekać niby nie wypada, bo wydawnictwo zacne i naprawdę jestem mu wdzięczny. Ale tęsknię do chwili, gdy to, co zaproponuję większą będzie miało moc od propozycji redaktora... (to zależeć będzie a) od mojej "pozycji" cokolwiek by to znacczyło, b) od mojego warsztatu, c) od mojej... sprzedaży).

Hihi, Żeleński miał rację :mrgreen:

Ixi, nic nie powiem, proszę więcej wątku nie rozwijać ;)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Avatar użytkownika
MARTIN ANN DRIMM
Szef
 
Posty: 2718
Dołączył(a): 14 czerwca 2006, o 15:03
Lokalizacja: z Chotomowa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Ixolite » 22 października 2008, o 10:49

Hahaha, tak coś czułem :D

Wychodzi na to, że muszę się uzbroić w cierpliwość i zadawać pytania co najwyżej odnośnie technikaliów, do czasu wydania drugiej połowy Zabaweczek ;)
It sure would be nice if we had some grenades, don't you think?
Avatar użytkownika
Ixolite
Webmaster
 
Posty: 616
Dołączył(a): 18 grudnia 2006, o 11:12
Lokalizacja: oni wiedzieli?

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Fodnik » 22 października 2008, o 12:54

Marcin Przybyłek napisał(a):Dla jednych priorytetem jest objętość szpalty, dla innych książki, dla jeszcze innych ilość arkuszy drukarskich,
(...)
inaczej rozdział będzie się kończył jedną czy dwoma linijkami tekstu na nowej stronie, a to brzydko wygląda.


Akurat te "priorytety" są dla mnie zrozumiałe. Cóż z tego, że autorom w duszy gra, że duch niepokorny i materia plastyczna, skoro na końcu drogi jest proces techniczny. Taki ze swoimi obwarowaniami, terminatorami i konwencjami. Do mojej inżynierskiej duszy to przemawia. Ale...

Marcin Przybyłek napisał(a):Ale marzy mi się taki ktoś, kto zadzwoni do mnie podczas sprawdzania tekstu i powie: "Marcin, tu a tu przesadziłeś, sugeruję to i to". Po czym siadam, patrzę, dumam, poprawiam, wysyłam.


No właśnie jakoś tak to sobie wyobrażałem. Że poza ewidentnymi wpadkami (literki, nieprzystające formy gramatyczne itp.) każda zmiana jest konsultowana. Bo ingeruje w przekaz. Jakoś mam przekonanie, może błędne - nie wiem, iż autor świadomie używa konkretnych słów, terminów i tak powinno pozostać. Ewentualne korekty można sugerować. No, poza przypadkiem poniższym.

Otóż wpadły mi kiedyś w łapki książki w trakcie procesu produkcyjnego. To znaczy nie tyle książki, a pliki pochodzące z wymiany uwag na linii autor-wydawnictwo. Nie powiem jak i skąd, bo to nieładnie. W każdym razie "po linii branżowej" były i książki, i wydawca. Otóż w jednym z dokumentów zwrócono autorowi, że forma obowiązująca to "przycisk" a nie "guzik" ani "button", podobnie jak "formatka". I parę innych. Dla mnie było to zrozumiałe, wszak terminologia informatyczna jest dość precyzyjna. I tu się zgodzę z ingerencją w słowa. Lecz tylko tu.

Za to sprawą ciekawą było to, że wszelkie uwagi redakcyjne (poza tym przypadkiem z guzikami) były tylko sugestiami. A każdą zmianę, nawet literówki, wyraźnie zaznaczano. A jak? Bardzo prosto! Wręcz banalnie. W edytorze Word są funkcje śledzenia zmian i notatek. I już. W efekcie każda ingerencja w tekst była czytelna, a mechanizm rejestracji zmian pozwalał i autorowi, i redakcji mieć przegląd procesu.

I nasuwa mi się taka refleksja. Czy przypadkiem słabość rodzimego rynku literackiego, w szerszym kontekście niż tylko poletko fikcyjne, nie wynika z jakiegoś wyrodzenia się. Że jest skutkiem chowu wsobnego, gdzie zdeterminowane w utrzymywaniu określonej - i oczywiście jedynie słusznej - linii redakcje/wydawnictwa rodzą klony. Nie znałem mechanizmów, dopiero Twoje słowa mi uświadomiły nieco, lecz podskórnie czułem coś niepokojącego. Jakby gdzieś po drodze miało miejsce targetowanie (tfu, tfu, co za słowo), profilowanie. No i masz. A IMO siłą literatury jest eksperyment (pomijając formalne) i swoboda, zdolność kreowania ze skończonego zbioru liter, słów i związków nieskończonej ilości historii. Rzecz niemożliwa do osiągnięcia, gdy wszystko będzie filtrowane poprzez wizje kilku wszechpotężnych dyktatorów (z całym szacunkiem dla MP).

BTW
Najbardziej swobodną redakcją jawiła mi się rodzinka szmidtowa, gdzie biorąc do ręki kolejne numery SFFiH mam największe szanse na zaskoczenie, może niekoniecznie highendową literaturę, ale frapującą. I jakoś pomiędzy wierszami Twojej wypowiedzi to wyczytałem. ;)
--
Pozdrowienia ze stawu zamulonego Obrazek
Fodnik
 
Posty: 64
Dołączył(a): 9 czerwca 2008, o 13:11

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez styk » 22 października 2008, o 17:20

Dziwi mnie trochę ograniczenie na długość książki. Bo z takim filmem, to jeszcze rozumiem - w kinie na tyłku 5 godzin to trudno wyrobić, więc rekordziści mają po około 3 godziny i szlus. Ale książka??? A niech będzie droższa. Ja jakoś w głowie jeszcze rachować umiem i wiem, że jak książka jest większa, to warto za nią zapłacić więcej - imię autora jest tu dla mnie gwarancją jakości. Poza tym, nie przesadzajmy - ile przez ostatni week-end wydaliśmy na piwo? :mrgreen: A książka to książka.
.styk.
Avatar użytkownika
styk
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 czerwca 2006, o 12:28
Lokalizacja: Warszawa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez MARTIN ANN DRIMM » 27 października 2008, o 21:59

Fodnik napisał(a):I nasuwa mi się taka refleksja. Czy przypadkiem słabość rodzimego rynku literackiego, w szerszym kontekście niż tylko poletko fikcyjne, nie wynika z jakiegoś wyrodzenia się. Że jest skutkiem chowu wsobnego, gdzie zdeterminowane w utrzymywaniu określonej - i oczywiście jedynie słusznej - linii redakcje/wydawnictwa rodzą klony. Nie znałem mechanizmów, dopiero Twoje słowa mi uświadomiły nieco, lecz podskórnie czułem coś niepokojącego. Jakby gdzieś po drodze miało miejsce targetowanie (tfu, tfu, co za słowo), profilowanie. No i masz. A IMO siłą literatury jest eksperyment (pomijając formalne) i swoboda, zdolność kreowania ze skończonego zbioru liter, słów i związków nieskończonej ilości historii. Rzecz niemożliwa do osiągnięcia, gdy wszystko będzie filtrowane poprzez wizje kilku wszechpotężnych dyktatorów (z całym szacunkiem dla MP).


Ba. To, co nazywasz "chowem wsobnym" psychologia określa "krystalizowaniem się norm społecznych". Gdy raz ulegną zestaleniu, każdy nowoprzybyły niezgadzający się z nimi poddany jest jednej z trzech "terapii" (bądź wszystkim na raz): 1. wyśmianiu, 2. reedukacji, 3. wykluczeniu z grupy. Jest w tym coś, jest. W najnowszym felietonie w NF piszę o różnych jungowskich typach. Mam wrażenie, że w świecie dyktatorów fantastyki dominują typy myślowe niebieskie i czerwone (uwaga, obrazek, ku mojemu smutkowi i irytacji JeRZego Rzymowskiego, został źle namalowany: kolory żółty i niebieski są zamienione miejscami). A że z tych dwóch czerwony zawsze zyskuje przewagę, bo jest niewspółmiernie ekspansywny, pogląd na kształt tekstu jest prosty: ma być "techniczny, agresywny, nowatorski, naukowy", przy czym te określenia ograniczają się do sfery pomysłu, technikaliów, gadżetów itd. Co zachwyciło pewną osobę w Zabaweczkach (z kręgu właśnie, powiedzmy na wyrost, dyktatorów)? Los Torkila? Skąd. Jego przemyślenia? Skąd. On sam jako jeden z najciekawszych bohaterów s-f ;)? Skąd. Prapamięć strunowa. Bo tego jeszcze nie było. Fuck.

Tak więc jest jakaś skostniałość, bezwład, jest. Rozwiązaniem są nowi redaktorzy: wrażliwi na język i na "wszystkie kolory". Także nowi krytycy, niepoddający się "czerwonemu dyktatowi", no i pisarze mający dość siły, by obstawać za swoim światopoglądem, często trudniej wyrażalnym i niełatwym do obrony. Teraz widzisz, Fodniku, skąd się wziął punkt o pięknie w "dekalogu" i dlaczego tak trudno było go wyjaśnić.

Dlaczego tak trudno przeforsować myśl o "oryginalności" dzieła, o jego "naukowości"? Bo w całym środowisku krążą memy, że to podstawy podstaw. Tak. Dla "niebieskich" i "czerwonych". Z pewnością zaś nie dla "zielonych" i "żółtych".

Fodnik napisał(a):BTW
Najbardziej swobodną redakcją jawiła mi się rodzinka szmidtowa, gdzie biorąc do ręki kolejne numery SFFiH mam największe szanse na zaskoczenie, może niekoniecznie highendową literaturę, ale frapującą. I jakoś pomiędzy wierszami Twojej wypowiedzi to wyczytałem. ;)


Ano tak. Tam redakcja jest za słaba, teksty są często marne stylistycznie i to błąd. Ale za to wiadomo, że czyta się autora, a nie redaktora. Inna sprawa, że bez konfrontacji z redaktorem trudno się czegokolwiek nauczyć. Człowiek wpada w autyzm literacki i mnoży błędy. Ja dzięki kontaktom z Maćkiem czy Danusią byłem zmuszony się uczyć. Nie miałem wyjścia. Teraz poprawiam drugą księgę "Zabaweczek" i jestem zdziwiony. Albo tekst został gorzej napisany od księgi pierwszej (pod względem stylistycznym), albo mam jakiś skok świadomości pisarskiej, bo poprawek jest dużo więcej niż się spodziewałem.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Avatar użytkownika
MARTIN ANN DRIMM
Szef
 
Posty: 2718
Dołączył(a): 14 czerwca 2006, o 15:03
Lokalizacja: z Chotomowa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez MARTIN ANN DRIMM » 27 października 2008, o 22:01

styk napisał(a):Dziwi mnie trochę ograniczenie na długość książki. Bo z takim filmem, to jeszcze rozumiem - w kinie na tyłku 5 godzin to trudno wyrobić, więc rekordziści mają po około 3 godziny i szlus. Ale książka??? A niech będzie droższa. Ja jakoś w głowie jeszcze rachować umiem i wiem, że jak książka jest większa, to warto za nią zapłacić więcej - imię autora jest tu dla mnie gwarancją jakości. Poza tym, nie przesadzajmy - ile przez ostatni week-end wydaliśmy na piwo? :mrgreen: A książka to książka.


Nie wiem, jak na to odpowiedzieć, drogi Styku... Chyba najprościej: tam gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi wiadomo o co ;). Im grubsza książka, tym musi być droższa. Im jest droższa, tym większe ryzyko, że nie zostanie nabyta... Im większe to ryzyko, tym większe prawdopodobieństwo, że książka zostanie odchudzona...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Avatar użytkownika
MARTIN ANN DRIMM
Szef
 
Posty: 2718
Dołączył(a): 14 czerwca 2006, o 15:03
Lokalizacja: z Chotomowa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Fodnik » 28 października 2008, o 10:36

Poza tym ja też wolę by dwa tomy zrobić, gdy obszerne dzieło. Bo lepiej leży w ręku i wygodniej się czyta. Na przykład kolejne przypadki Henia Garncarza były z tomu na tom coraz to bardziej opasłe i o ile ja jeszcze jakoś sobie radziłem, to mój mocno wtedy nieletni synal miał ćwiczenie na biceps. Ostatnie lody od Dukaja po prostu stanowiły zagrożenie życia, a przynajmniej zdrowia, szczególnie kończyny dolne były w biedzie. Wiem, bo sam przypadkiem upuściłem. Oprawa twarda. Boli.

Byle tylko owe tomy były razem. Na półce w księgarni razem. Czyli jest podział funkcjonalny, a nie formalny i nikt nie zmusza mnie do sztucznego czekania na kolejne przygody Tomka Banana cały tydzień. Oczywiście i mam swój ulubiony wyjątek - bardzo chciałbym otrzymywać "Zieloną milę" Kinga tak, jak amerykańscy czytelnicy ;)

Marcin Przybyłek napisał(a):Prapamięć strunowa. Bo tego jeszcze nie było. Fuck.


Cóż, to dla mnie dowód na właśnie antynaukowość oceniających, albo raczej pseudonaukowość. Bo IMO zachwycanie się gadżetami dla mnie jest raczej tęsknotą za wiedzą (nauką), niż składaniem jej hołdu. To dla mnie coś podobnego do "bo ja mam wysokie IQ" w ustach Dody.

Marcin Przybyłek napisał(a):Teraz widzisz, Fodniku, skąd się wziął punkt o pięknie w "dekalogu" i dlaczego tak trudno było go wyjaśnić.


Oj trudno. Ja dalej przy swoim obstaję :P

Marcin Przybyłek napisał(a):Dlaczego tak trudno przeforsować myśl o "oryginalności" dzieła, o jego "naukowości"? Bo w całym środowisku krążą memy, że to podstawy podstaw. Tak. Dla "niebieskich" i "czerwonych". Z pewnością zaś nie dla "zielonych" i "żółtych".


To dziwne. Bowiem ja odnoszę wrażenie, że ma miejsce jakaś nieudolna pogoń za mainstreamem, że coraz to kolejne redakcje wpadają w amok poszukiwania "humanistycznych aspektów" koniecznie. A może to kwestia nierównowagi właśnie, niezbornej "naukawości", której "wydawanie się" tego co naukowe jest praprzyczyną reszty problemów. Dlatego w naszej dyskusji nad dekalogiem upierałem się przy swojej postawie, załóżmy że definiowanej jak naukowa, bo zwyczajnie jej nie widzę. Jest (bywa) łatanie startrekowym polem tachionowym w fazie przeciwstawnej do grawitonów (chyba napisałem to nawet sprawniej niż bywa używane), czyli wpuszczanie w kadr mgły gadżetowej do zaciemniania braków. Nie ma nauki.

Bowiem piękno, moim zdaniem, samo z siebie wynika z konsekwencji. Że właściwie wszystko to, co nas zachwyca, jest specyficznie spójne. Co by tu mogło być przykładem? Coś prostego, na przykład przestrzenie nieeuklidesowe. Są dziwne, nieco zwariowane, lecz jednocześnie spójne, konsekwentne i ściśle zdefiniowane. Przez to właśnie piękne. Nie ma hokus-pokus, diabełków wyskakujących z pudełek czy z odwrotnej strony maszyn boskich. Co nie oznacza braku niespodzianek, tyle że wpisanych w ogólny schemat.

Marcin Przybyłek napisał(a):Ano tak. Tam redakcja jest za słaba, teksty są często marne stylistycznie i to błąd. Ale za to wiadomo, że czyta się autora, a nie redaktora. Inna sprawa, że bez konfrontacji z redaktorem trudno się czegokolwiek nauczyć. Człowiek wpada w autyzm literacki i mnoży błędy. Ja dzięki kontaktom z Maćkiem czy Danusią byłem zmuszony się uczyć. Nie miałem wyjścia. Teraz poprawiam drugą księgę "Zabaweczek" i jestem zdziwiony. Albo tekst został gorzej napisany od księgi pierwszej (pod względem stylistycznym), albo mam jakiś skok świadomości pisarskiej, bo poprawek jest dużo więcej niż się spodziewałem.


Fakt, stylistyka czasami kuleje (ops... efemizm :) ). Tyle że traktuję to jako coś za coś. Otóż mam taki prywatny test na "jakość zafrapowania", czyli wannę. Nalewam wody, czasami sypnę solą by tetryczy zadek wspomóc po dniu ciężkim, zaparzam kawę, biorę paczkę fajków i kiepielnicę z zapalnicą, zasiadam w sanktuarium, by czytać. Terminatory są dwa: albo po pewnym czasie znudzony odkładam pismo i sięgam po mydło, bardziej emocjonujące, albo po pewnym czasie czuję dyskomfort i wymieniam wodę z całkiem zimnej na gorącą, a żona ratuje kanapkami. Niestety nazbyt często wariant pierwszy mam przy NF, wariant drugi za to bywa przy SFFiH.

A właśnie - mam jeszcze NF w folii. Jakoś na dniach czasu nie zbywało i nie zdążyłem. Może dziś wieczorem się zamoczę i poczytam. O kolorach przede wszystkim. Tych zamienionych :)
--
Pozdrowienia ze stawu zamulonego Obrazek
Fodnik
 
Posty: 64
Dołączył(a): 9 czerwca 2008, o 13:11

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez styk » 28 października 2008, o 19:34

Marcin Przybyłek napisał(a):[...]
Nie wiem, jak na to odpowiedzieć, drogi Styku... Chyba najprościej: tam gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi wiadomo o co ;). Im grubsza książka, tym musi być droższa. Im jest droższa, tym większe ryzyko, że nie zostanie nabyta... Im większe to ryzyko, tym większe prawdopodobieństwo, że książka zostanie odchudzona...


W dalszym ciągu nie łapię logiki wydawcy drogi Autorze. Rozumiem - rozłupać monolityczną cegłę na 2-3, a i nawet 10 części. Ale po co odchudzać? Eeee never mind...

P.S. Trzymam w ręce "Cryptonomicon" Stephensona - książka ma 918 stron. A jednak kupiłem.
.styk.
Avatar użytkownika
styk
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 czerwca 2006, o 12:28
Lokalizacja: Warszawa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Zolt » 29 października 2008, o 19:43

OK, nie wiem gdzie to napisac, wiec pisze tu:

Skonczylem dzisiaj czytac. I czuje sie głupi. Odczulem dotkliwie to, o czym pisal Hal, tony kategorii, firm, firm przykrywek, nazw urzadzen, skrotow, nazwisk, Torkil ledwie zaczal sie cieszyc swoim omnikiem, juz zmienil go na obicoin... (tu wstawic krzyk rozpaczy czlowieka, ktory nie nadaza za technologia swiata sf ;])- to wszystko mnie przytloczylo, o ile w 'Sprzedawcach' byla to umiarkowana ilosc, to teraz im dalej w las, tym wiecej drzew ;)
Podoba mi sie motyw roztrojenia glownego bohatera, ciekaw jestem czy wszystkie trzy osoby spotkaja sie po roznych stronach konfliktu i co z tego bedzie (no i oczywiscie co z diablem i anielica, czy tez sie roztroili? A jezeli sie roztroili, to co bedzie, jezeli dojdzie do konfliktu miedzy Torkilami?) Jezeli okazuje sie, ze urojenia Torkila nie sa az tak nierzeczywiste, to co ze swiatem demonow z 'Granicy'? Tyle pytan... A jeszcze trudniejsza do przelkniecia byla tyrada filozoficzna Lamy, czytalem to chyba w trzech podejsciach i do teraz nie wiem, czy zrozumialem wiecej niz 75% z calosci :lol2: Wole, tak jak Hal (z gameloga), rozmowe o ubezpieczeniach.
Historia jest prawdziwie dynamiczna, trzeba przyznac. Dzieje sie duzo jak na tydzien (czy cos kolo tego) opowiedziany z perspektywy trzech gamedecow. Podoba mi sie powiazanie tych historii wiadomosciami o infigenie (tym razem bezblednie :P), raporty tego niezaleznego reportera alarmujacego o niszczeniu wiezy (z poczatku kojarzyl mi sie uparcie z postacia Kobuszewskiego z Alternatywy 4, ktory chcial wyludzic mieszkanie narzekajac na wszystko, ale kolejne doniesienia zmienily moje skojarzenia) i te wszystkie poboczne wiadomosci, ktore pokazuja, ze oprocz katastrofy 'Medusy' sa jeszcze takie problemy jak cykl miesiaczkowy czy przystosowanie przepisow kulinarnych do nowego standardu czasowego (o drugim pomyslalem robiac sobie obiad i zastanawiajac sie, czy zostalo to jakos rozwiazane, a pozniej przeczytalem ten fragment- chyle czola). Ciekaw jestem jak naprawde potoczyla sie historia Temporystow, zaczelo sie od niewinnej wzmianki na koncu 'Sprzedawcow', a tu prosze, prosze, ludzie gina za niewlasciwe wnioski.
Co tu jeszcze powiedziec... literowki sa, to nieuniknione jak sadze. Pomijajac fragmenty filozoficzne, ksiazke czyta sie straszliwie szybko i az zal bylo mi ja konczyc. Nie moge sie doczekac rozwiazania wszystkich moich watpliwosci i kontynuacji przygod gamedeca.
jak się ustawia ten podpis pod postem? No wiecie który.
Avatar użytkownika
Zolt
 
Posty: 2
Dołączył(a): 2 lipca 2006, o 15:43
Lokalizacja: from outer space!

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez MARTIN ANN DRIMM » 30 października 2008, o 09:13

Cześć Zolt :).

Przeczytałem już Twój post na forum gameloga i tam odpowiedziałem, ale tu też mogę ;).

Ciągle się zastanawiam, na ile szok związany z dużą ilością nowych nazw jest związany z tym, że faktycznie być może ich za dużo, a na ile z tym, że przeczytałeś "Sprzedawców..." dawno temu i wszedłeś w świat gamedeka niejako od nowa. Mam nadzieję, że to drugie jest przyczyną. Od początku planowałem historię Torkila jako ciąg raczej niż oddzielne powiastki.

Chciałbym pogadać z kimś, kto, już po wyjściu "Sztormu", przeczyta całość od początku do końca.

Wracając do Twojej wypowiedzi, cieszę się, że książka podobała Ci się i gęba mi się śmieje, że zwróciłeś uwagę na te cykle miesięczne i kuchenne sprawy. Ja także byłem zadowolony, że udało mi się wyłapać takie niuanse. Dzięki nim całość jest bardziej realistyczna, prawda?

Styk, ja też ciągle wielu rzeczy nie rozumiem, ale wiesz co? Czasami lepiej nie rozumieć i zwalić wszystko na sytuację, co wcale nie jest nieprawdziwe psychologicznie: taka jest sytuacja i już ;).
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Avatar użytkownika
MARTIN ANN DRIMM
Szef
 
Posty: 2718
Dołączył(a): 14 czerwca 2006, o 15:03
Lokalizacja: z Chotomowa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez Ixolite » 30 października 2008, o 10:07

Co do niuansów, to od samego początku okropecznie (fajne słowo ;) ) podobają mi się wstawki z serwisów informacyjnych i rozmów z zaproszonymi gośćmi (ach ten niepowtarzalny styl prowadzącego) i reklamy. Nie tylko kapitalnie skonstruowane, ale mówią dużo o codzienności świata Gamedeka.
It sure would be nice if we had some grenades, don't you think?
Avatar użytkownika
Ixolite
Webmaster
 
Posty: 616
Dołączył(a): 18 grudnia 2006, o 11:12
Lokalizacja: oni wiedzieli?

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez MARTIN ANN DRIMM » 6 stycznia 2009, o 19:33

No, ponarzekałem ździebko na wydawnictwo, a teraz wypada trochę to odszczekać. Bo w końcu jeśli chodzi o pracę nad "Sztormem", to odbyło się wszystko w duchu głębokiego porozumienia, dano mi możliwość dyskusji, włączenia tego, co zostało wyłączone, rzecz ponownie wydrukowano, ponownie zrównoważono, wielokrotnie się ze mną kontaktowano i w końcu wszystko jest tak, jak chciałem, a jeśli nie jest, to dlatego, że mnie przekonano.

Także zwracam tylko lekko nadszarpnięty poprzednimi postami honor SuperNOWEJ, nawet jeśli popełniają błędy, co zdarza się każdemu, to potrafią wszystko zrobić tak, żeby ostatecznie było dobrze :).

No, żeby nie było, że nie mówiłem ;).
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Avatar użytkownika
MARTIN ANN DRIMM
Szef
 
Posty: 2718
Dołączył(a): 14 czerwca 2006, o 15:03
Lokalizacja: z Chotomowa

Re: ZABAWECZKI. BŁYSKI (SPOILER)

Postprzez styk » 10 stycznia 2009, o 17:58

A kiedy będzie można zagłębić się w owoce tej współpracy?
.styk.
Avatar użytkownika
styk
 
Posty: 45
Dołączył(a): 22 czerwca 2006, o 12:28
Lokalizacja: Warszawa

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Gamedec

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 7 gości