Moderator: Ekipa Forum
Marcin Przybyłek napisał(a):Ufff. Tak więc, styku, jest problem z redakcją. Z jednej strony redaktorzy chcą pomóc, z drugiej w pewym momencie autor zyskuje większą od nich wrażliwość na tekst i musi zacząć bronić swojego punktu widzenia. Oczywiście ciągle zdarza mu się mylić i te momenty musi wyczuć i przyznać redaktorowi rację... Chyba największy problem jest z fragmentami rzewnymi, wzruzszającymi, patetycznymi, czyli tymi, gdzie są nagrodzmadzone uczucia. Redaktorzy boją się ich jak ognia, bo czasami trudno je odróżnić od "grafomanii", która w środowisku literatów jest synonimem kiczu. Dlatego na wszelki wypadek wsadzają tam paluchy i z opisu pełnego ognia czy tęsknoty powstaje przekaz niejako "dziennikarski". Oczywiście trochę przesadzam, ale trochę nie .
Fodnik napisał(a):[...] po pracy redakcyjnej może urodzić się coś zupełnie niepodobnego do tatusia, mutant jakiś, pokręcona wizja szacownej redakcji. Szczególnie za debiutu.
Fodnik napisał(a):Oczywiście oczywistą oczywistością jest pewne nieporadność początkującego grafomana, a i zapewne doświadczonym autorom trafiają się gorsze dni. Po to jest redakcja.
Marcin Przybyłek napisał(a):Dla jednych priorytetem jest objętość szpalty, dla innych książki, dla jeszcze innych ilość arkuszy drukarskich,
(...)
inaczej rozdział będzie się kończył jedną czy dwoma linijkami tekstu na nowej stronie, a to brzydko wygląda.
Marcin Przybyłek napisał(a):Ale marzy mi się taki ktoś, kto zadzwoni do mnie podczas sprawdzania tekstu i powie: "Marcin, tu a tu przesadziłeś, sugeruję to i to". Po czym siadam, patrzę, dumam, poprawiam, wysyłam.
Fodnik napisał(a):I nasuwa mi się taka refleksja. Czy przypadkiem słabość rodzimego rynku literackiego, w szerszym kontekście niż tylko poletko fikcyjne, nie wynika z jakiegoś wyrodzenia się. Że jest skutkiem chowu wsobnego, gdzie zdeterminowane w utrzymywaniu określonej - i oczywiście jedynie słusznej - linii redakcje/wydawnictwa rodzą klony. Nie znałem mechanizmów, dopiero Twoje słowa mi uświadomiły nieco, lecz podskórnie czułem coś niepokojącego. Jakby gdzieś po drodze miało miejsce targetowanie (tfu, tfu, co za słowo), profilowanie. No i masz. A IMO siłą literatury jest eksperyment (pomijając formalne) i swoboda, zdolność kreowania ze skończonego zbioru liter, słów i związków nieskończonej ilości historii. Rzecz niemożliwa do osiągnięcia, gdy wszystko będzie filtrowane poprzez wizje kilku wszechpotężnych dyktatorów (z całym szacunkiem dla MP).
Fodnik napisał(a):BTW
Najbardziej swobodną redakcją jawiła mi się rodzinka szmidtowa, gdzie biorąc do ręki kolejne numery SFFiH mam największe szanse na zaskoczenie, może niekoniecznie highendową literaturę, ale frapującą. I jakoś pomiędzy wierszami Twojej wypowiedzi to wyczytałem.
styk napisał(a):Dziwi mnie trochę ograniczenie na długość książki. Bo z takim filmem, to jeszcze rozumiem - w kinie na tyłku 5 godzin to trudno wyrobić, więc rekordziści mają po około 3 godziny i szlus. Ale książka??? A niech będzie droższa. Ja jakoś w głowie jeszcze rachować umiem i wiem, że jak książka jest większa, to warto za nią zapłacić więcej - imię autora jest tu dla mnie gwarancją jakości. Poza tym, nie przesadzajmy - ile przez ostatni week-end wydaliśmy na piwo? A książka to książka.
Marcin Przybyłek napisał(a):Prapamięć strunowa. Bo tego jeszcze nie było. Fuck.
Marcin Przybyłek napisał(a):Teraz widzisz, Fodniku, skąd się wziął punkt o pięknie w "dekalogu" i dlaczego tak trudno było go wyjaśnić.
Marcin Przybyłek napisał(a):Dlaczego tak trudno przeforsować myśl o "oryginalności" dzieła, o jego "naukowości"? Bo w całym środowisku krążą memy, że to podstawy podstaw. Tak. Dla "niebieskich" i "czerwonych". Z pewnością zaś nie dla "zielonych" i "żółtych".
Marcin Przybyłek napisał(a):Ano tak. Tam redakcja jest za słaba, teksty są często marne stylistycznie i to błąd. Ale za to wiadomo, że czyta się autora, a nie redaktora. Inna sprawa, że bez konfrontacji z redaktorem trudno się czegokolwiek nauczyć. Człowiek wpada w autyzm literacki i mnoży błędy. Ja dzięki kontaktom z Maćkiem czy Danusią byłem zmuszony się uczyć. Nie miałem wyjścia. Teraz poprawiam drugą księgę "Zabaweczek" i jestem zdziwiony. Albo tekst został gorzej napisany od księgi pierwszej (pod względem stylistycznym), albo mam jakiś skok świadomości pisarskiej, bo poprawek jest dużo więcej niż się spodziewałem.
Marcin Przybyłek napisał(a):[...]
Nie wiem, jak na to odpowiedzieć, drogi Styku... Chyba najprościej: tam gdzie nie wiadomo, o co chodzi, chodzi wiadomo o co . Im grubsza książka, tym musi być droższa. Im jest droższa, tym większe ryzyko, że nie zostanie nabyta... Im większe to ryzyko, tym większe prawdopodobieństwo, że książka zostanie odchudzona...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 7 gości