Jak byłam mała i chciałam spróbować czegoś, to mama nigdy nie robiła problemu - zwykle i tak po łyczku krzywiłam się strasznie
Jak już podrosłam, to polubiłam to i owo (głównie wino i ajerkoniak) na jakichś rodzinnych imprezach, chyba też jakieś piwo bezalkoholowe w innych okolicznościach - pasowała mi jego gorycz, to i może i wtedy by mi normalne podeszło? (zawartość alkoholu 0,5% - później liczyłam stężenie alkoholu na podstawie wzorów na stężenie z chemii... wyszło mi w pewnym momencie 100% we krwi
)... Miodu chyba tylko łyk łyknęłam, nie pamiętam smaku. Później wakacje w Hiszpanii z mamą, codziennie wieczorem inny rodzaj wina (każdego się chciało spróbować, a w sklepie było kilkanaście jak nie więcej rodzajów). Drugie miejsce w zorganizowanym w hotelu konkursie wiedzy o drinkach
(wiedzy jako kilkuosobowa drużyna mieliśmy niewiele, drużyny były chyba 3 lub 4... ale co się odpowiada na pytanie o skład drinka "Sex on the beach"? Odpowiedź: "Man, woman, sand"
)
A potem, w wieku 15 lat mi odbiło
(dobra, powodów jest kilka, oficjalnym jest "bo tak bo jestem uparta"
) i od tamtego czasu jedyny alkohol, który przyjęłam, to coś w syropie na kaszel <teraz już i tego unikam>, torcie na studniówce <koledze kazałam spróbować pierwszemu, zapewnił, że nie jest tort nasączony... po paru kęsach zorientowałam się, że jest i to bardzo, dojadłam kawałek do końca, ale źle mi z tym było> i czasem innych ciast <staram się unikać>, dezynfekcja skóry <żele, leko itp. - teraz jak mogę, to z chusteczek dla niemowląt korzystam
>... No i nie wiem, ile idzie drogą wziewną na konwentach
Tak, wiem, że momentami to już jak obsesja, zwłaszcza jak prowadzę ze sobą ożywioną dyskusję, czy wypić ten tymbark jabłko-mięta albo nawet zjeść jabłko... Ale ja zawsze wiedziałam, że jestem nienormalna
Nie twierdzę, że mi się kiedyś nie odmieni, zwłaszcza że mam świadomość, że jest dużo smacznych alkoholi
Ale na razie stan na 17 października 2011: Ceviliel jest abstynentką
<trochę szczerszej szczerości> Czasem przykro mi się jedynie robi z powodu stosunku niektórych osób do mojej decyzji... zaraz pojawiają się komentarze, jak to doleją mi czegoś do soku, jaka to ja dziwna jestem i kombinacje, jak by mnie podstępem zmusić do wypicia - nawet nie wiecie, ile skupienia i wysiłku umysłowego kosztowała mnie gra "baran" na ostatniej imprezie u znajomych... ale się nie dałam Tym bardziej nie rozumiem, że jak znajomi palą, to jak powiem "nie palę", nikt mi papierosów na siłę nie wciska <jeden chłopak próbował mnie przekonać, ale jak się duszę już przechodząc koło palacza, to podziękuję za dobrowolne zagazowanie>,więc czy tak ciężko im przeboleć moją rezygnację z napojów procentowych? Czemu nikt się nie cieszy "Hurra, zostanie więcej dla nas!"?</trochę szczerej szczerości>A Martius i Lamas są tacy fajni i spoko