Piątek po pracy. Kumple namawiają mnie żebym poszedł z nimi do baru na piwerko. Nie mam zbytniej ochoty, wole wracać do domu. Ale myślę... Tak kiepawo w piątkowy wieczór nic nie robić. Więc zgodziłem się.
Zmierzaliśmy do nieznanego mi miejsca (o dziwo co dziennie przechodzę w pobliżu) o nazwie Cafe Lulu.
Otwieram drzwi. Wchodzę. Pierwsze co zobaczyłem to oczy barmanki. Miała niezbyt długie włosy w ciemnych odcieniach brązu lekko podkoloryzowane przez czerwone światło odbite od ścian pomieszczenia. Delikatne rysy twarzy w połączeniu z głębią czarnych oczu budziły odczucie, że z każdą nanosekundą kiedy na siebie patrzymy coraz bardziej w niej tonę. Uśmiechnięta odprowadziła mnie wzrokiem do miejsca które zajęliśmy. Po drodze rozpoznałem kilka znanych twarzy jednak nie był to nikt na tyle bliski aby zaprosić go do wspólnego stolika. Krzesło nie dorównywało biofotelom, ale było wystarczająco wygodne. Podczas gdy reszta ekipy zdejmowała kurtały, miałem chwilę czasu aby rozejrzeć się po lokalu. Na ścianach zawieszone były plakaty sprzed paruset lat. Muzyką również była z okresu około 1960roku. Pomimo, że lubię ten okres nie rozpoznałem żadnego utworu. Pub składał się z dwóch sal przeznaczonych dla klientów. Pierwsza gdzie znajdowały się drzwi wejściowe i bar oraz druga gdzie była toaleta a obok niej drzwi na zaplecze, tam wstępu już nie mieliśmy. Chwilę potem wraz z Mateyem Bittersem ruszyliśmy złożyć zamówienie. Cztery piwa. Po jednym dla każdego. Kiedy nalewała przyjrzałem się jej jeszcze raz. Miała na sobie elegancki kremowy... bluzko-sweter? Nie znam się na ubraniach. Ważne, że był wspaniale dopasowany do jej sylwetki a brązowy lub być może czarny -nie jestem w stanie określić przez światło które zmieniało ubarwienie, ktoś się postarał pisząc ten program- pasek wzmacniał efekt. Znów dostrzegłem uśmiech na jej twarzy.
-Z czystej ciekawości. Czy Ty nie pracujesz czasem gdzieś obok KULu?
Ciekawie się zaczęło. No moi drodzy -zwróciłem się do systemów i osprzętu mojego organizmu- ruszamy na wojnę.
-No tak, pracuję w kiosku w tej okolicy.
-Poznałam Cię, bo przechodzę tamtędy codziennie.
-A jak wchodziłem myślałem, że przyglądasz mi się, bo Ci się podobam.
Wybuchnęła śmiechem, podobnie jak Bitters i nieznany facet siedzący obok. Przedni żarcik, a właściwie to nawet nie był żart. Przez chwilę byłem z siebie dumny.
-Tylko nie macie doładowań do telesensów.
-Mamy awarie terminalu. Już od dwóch tygodni tak jest.
-A ja od dwóch tygodni próbuje kupić.
-No nic na to nie możemy poradzić. To problemy w centrali. Ale zapraszam na xero.
Ponownie roześmiała się.
Zapłaciłem. Zabraliśmy browary i wróciliśmy na miejsce. Bitters strasznie się nakręcił całą sytuacją. Opowiedział wszystko Hetmansk'yemu i Aleksandrowi. Ta akcja zasługiwała na to by uczcić ją specjalnym toastem.
Po chwili kiedy rozgorzały rozmowy na setki innych tematów a w barze zrobiło się tłoczno, zapomnieliśmy o historii z barmanką. Przynajmniej reszta grupy, bo ja ciągle o niej myślałem włączając się z rzadka w interakcje ze znajomymi. Chciałem z nią jeszcze porozmawiać. Hetmansky stwierdził, że grzańce to świetny wynalazek i że powinniśmy je zamówić. Zgodziłem się z nim co do świetności takich trunków ale nie miałem na niego w tej chwili ochoty, podobnie jak reszta stolika. Mężczyzna lekko oburzony uparł się jednak, że on zamówi a my się nie znamy. Zaproponowałem, że ja złoże zamówienie. Wszyscy wiedzieli o co chodzi. Obrałem destynację na bar jednak dziewczyny tam nie było. Byli za to dwaj inni barmani oraz kilka osób siedzących przy blacie. Podszedłem i złożyłem zamówienie. Kiedy mężczyzna przyrządzał napitek dostrzegłem tę anielicę. Wychodziła z zaplecza. Przy okazji dowiedziałem się co tam trzymają. Nie było to nic nadzwyczajnego, bo beczki z/po piwie i inne barowe rzeczy. Samo pomieszczenie zupełnie nie pasowało do klimatu pubu bo były tam białe gładkie ściany. Właściwie to nic, bo i tak klienci tam nie wchodzą, jednak spodziewałem się zobaczyć czerwone ściany naznaczone szpachlą jak w pozostałej części Cafe Lulu. Stanęła za barem i z uśmiechem zapytała:
-Czy ktoś cie już obsługuje?
-Tak, tak -odwzajemniłem uśmiech- A miałaś nadzieję, że ty mnie obsłużysz?
Zaniemówiła i spojrzała na barmana obok.
Waaaait what?! Frag! Co ja właśnie powiedziałem?! Na ranstone! Co za kretyn... pomyślał drugi Martius w postaci świadomości która chwilę temu musiała wyjść na siku. Jak kocham Imperatora, nie miałem nic złego na myśli, jednak widocznie zabrzmiało to zupełnie inaczej. No tyyypie fachowo spierdzieliłeś. Teraz trzeba z tego jakoś wybrnąć.
Barman spojrzał na nią z rozbawionym wyrazem twarzy mówiącym: To jest właśnie praca z ludźmi, sama musisz sobie z tym poradzić.
-No wiesz przy okazji pogadalibyśmy i w ogóle.
Po raz kolejny roześmiała się. Uff kryzys zażegnany. Od razy aby dosunąć jak najdalej tę idiotyczną chwilę zapytałem:
-Od dawna tu pracujesz?
-Około miesiąc.
-Mhm, ja w kiosku już z trzy miesiące, ale jakoś się trzymam.
To też ją rozbawiło.
Wróciłem do naszej miejscówki. Do drużyny dołączył kolejny facet i jakaś kobieta. Spotkałem ich już wcześniej, ale nie znaliśmy się zbyt dobrze. Postanowiłem nie opowiadać sytuacji jaka zaszła przy barze. Zakomunikowałem tylko Bittersowi, że coś się stało i zaproponowałem wyjście na zewnątrz na szlugensa. Zanim wyszliśmy rozmowy jeszcze chwile trwały. Okazało się, że nowo przybyły kolega, nie ma gdzie spędzić dzisiejszej nocy. Hetmansk'y wyszedł z pomysłem aby udał się do jakiegoś centrum handlowego, zapakował do wózka śpiwór, jedzenie i inne niezbędne rzeczy takie jak whiskey, a następnie pojechał z tym wszystkim do segmentu gdzie jest remont. Miejsce to jest w nocy puste, więc miałby spokój. Jedynie światło z sufitu mogłoby przeszkadzać jednak nie jest to chyba duży problem. Nabijaliśmy się z niego jeszcze chwilę. W końcu Bitters wstał i razem skierowaliśmy się w kierunku wyjścia. Matey szedł pierwszy więc gdy zamykałem drzwi odwróciłem się twarzą do środka. Nauczyłem się już dawno temu, że taki sposób daje więcej korzyści w relacjach interpersonalnych niż zostawiania kogoś z widokiem naszych pleców na do widzenia. Również tym razem wiele zyskałem. Zamykając drzwi widziałem jak pomimo że ludzie stoją przy barze patrzy na mnie uśmiechając się a jednocześnie jakby pytała: -Czy już wychodzisz? Odetchnąłem z ulgą. Jednak nie spartoliłem.
Opowiedziałem Bittersowi całe zajście. Dawno nie widziałem tak rozbawionego Mateya. Prawie tam się udusił. Sam też się śmiałem jednak gdzieś w środku pozostawała obawa.
Wróciliśmy do środka. Mijały kolejne mony rozmów. Szklanki zostały opróżnione. Nie no niby jest wszystko ok, ale muszę ją przeprosić. Złapałem za najbliższe szkło i zaniosłem do baru.
-Hej, przepraszam za to ''obsługiwanie'', dopiero po chwili zrozumiałem, że to zabrzmiało niefajnie. Jak wypije to tak mam.
W lokalu muzyka walczyła razem z głosami gości o pierwszeństwo. Nie byłem pewny czy wszystko usłyszała.
-Nic nie szkodzi. -Odparła ze zrozumieniem.
Przesiedzieliśmy tam jeszcze chyba hektę, ale w końcu przyszedł czas się zbierać. Za chwilkę miał być ostatni aurokar.
Przy okazji przypomniałem sobie taki stary dowcip. Siedzą dwa transformery i piją wódkę. Jeden mówi:
-Słuchaj... My tu pijemy ale już późno, trzeba do domu się zbierać.
-To co? Składamy się na taksówkę?
Kiedy byliśmy przy drzwiach chciałem z nią zamienić jeszcze kilka słów, ale była odwrócona i czymś zajęta. Jednak kumple zagrodzili mi wyjście i kazali tam wracać. Na szczęście już była dostępna. Zobaczyłem jak wchodzi na zaplecze i wychodzi po chwili. Wykorzystałem ten moment.
-Może spotkalibyśmy się kiedyś na kawę?
-Słucham?!
Muzyka i głosy wytoczyły ciężkie działa.
-Może umówimy się na kawę?!
-No nie wiem, nie wiem. - odpowiedziała kokieteryjnym tonem- A kiedy?
-Daj mi swój numer, zasensuję do Ciebie i wtedy się umówimy.
-Hmm, jak będę przechodziła obok Twojego kiosku to wpadnę. Mieszkam niedaleko i codziennie tam jestem.
-Mhm, dobra to w takim razie będę czekał.
Podarowaliśmy sobie po uśmiechu na pożegnanie.
Jest to klasyczny, podręcznikowy wręcz przykład zrobienia z siebie kretyna i ćwoka, a z drugiej strony skutecznego (mam nadzieję) obrócenia tego w żart tak, że nawet zadziałało to na moją korzyść (o tym przekonam się w ciągu kilku dni). Łisz mi lak
I muszę przyznać, że dalej jest mi ciągle trochę przez to głupio... Takiej dziewczynie powiedzieć coś takiego?! Nawet pomimo, że nie miałem na prawdę nic złego na myśli. Po prostu chciałem kontynuować rozmowę nawiązując do tego co już powiedziała... Frag, więcej nie piję. Niby to było jedno piwko tylko. Właściwie to cały piątek miałem zły, bo najpierw sparzyłem się parą z czajnika. Potem uderzyłem w kolano. Jedząc kanapki zrobione przez matkę okazało się, że w chlebie jest pełno kminku (nienawidzę... nienawidzę!) A na dodatek rozlała mi się Cola. Mimo wszystko wieczór uznaje za udany, bo nawet jeśli dziewczyna zacznie unikać kiosku
to zyskałem dużo expa. A jak przyzna każdy rpgowieć. EXP jest najważniejszy.